W tym rozdziale możecie poznać troszkę bardziej Gerarda. Rozdziały mogą być dodawane z mniejszą częstotliwością ze względu na nawał nauki. Enjoy!
- Zwolnijcie trochę
-
Nie przesadzaj, nie jedziemy wcale szybko
-
Jedziecie – zaprzeczyłem
-
Masz za słabą kondycję Frank – wtrącił się Mikey – po
powrocie musimy coś z tym zrobić.
Może
to i prawda, nie jestem najlepszym sportowcem, ale przecież nie
muszę. Chodzić potrafię, nogi mi się nie plączą, więc jakoś
przeżyję.
-
Jasne, ale proszę choć trochę wolniej.
Jedziemy
już około godziny i moje nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa.
Miejsce naszego biwaku nie jest nam jeszcze znane, ale zauważyłem,
że nasza droga biegnie wokół jeziora. Ścieżka prowadziła przez
pola, łąki i piaski i to właśnie one były najgorsze. Kiedy w nie
wjechałem, o mało co się nie przewróciłem. Straciłem panowanie
nad rowerem. Za mną jechała Christa i ona niestety zaliczyła
wypadek. Wywracając się, upadła na kamień i przecięła sobie
dość spory odcinek pod kolanem. Jechaliśmy na końcu, więc Ray
musiał przyśpieszyć i zawołać panią Janet. Ona zatrzymała
resztę mojej klasy i wróciła do nas. Noga Christy krwawiła dość
obficie,
dlatego trzeba było jej to opatrzyć. Po parunastu minutach
jechaliśmy już dalej, Christa z obandażowaną nogą. Współczułem
jej. Nie lubię widoku krwi, szczególnie w sporych ilościach. Gdy
zrobię sobie jakąś ranę, nawet dość małą to świadomość, że
ją mam sprawia że to miejsce zaczyna boleć. Wiem, że to leży w
psychice, ale tak po prostu mam.
W
czasie jazdy, mogłem oglądać krajobrazy, które były naprawdę
piękne. Chwilę jechaliśmy przez las, w którym było przyjemnie
chłodno, przez cień jaki stwarzały drzewa, a później
wjeżdżaliśmy na pole zbóż. Pośród nich rosły pojedyncze maki
oraz inne polne kwiaty, które nadawały koloru całemu widokowi.
Po
jakiś piętnastu minutach dostrzegłem wśród drzew tył samochodu,
którym pan Harrison wiózł nasze plecaki, namioty oraz dzisiejszą
kolacje. Chwilę potem skręciliśmy do lasu, by znaleźć się na
wielkiej polanie. Pomiędzy drzewami można było dostrzec jezioro.
To miejsce jest idealne na biwak.
-
No to dzieciaczki jesteśmy na miejscu, chłopcy pomóżcie
rozładować auto panu Harrisonowi, a potem ustalimy plan działania.
Tak
jak powiedziała pani Janet, podeszliśmy do matematyka i pomogliśmy
mu rozpakować bagażnik. Poza namiotami oraz naszymi plecakami,
opiekunowie zabrali również duży garnek i stolik. Nie było to
głupie, bo zważywszy, że ośrodek zaopatrzył nas w kolacje,
potrzebowaliśmy miejsca do stawiania gdzieś produktów. Po kolei
podchodziliśmy do nauczyciela, który podawał nam nasz bagaże.
Jako pierwsze wyciągnął namioty, które Matt z kolegami zaczęli
rozkładać.
Nie
przepadałem za nimi, ale cóż muszę jeszcze wytrzymać jakoś te
dwa lata. Będę stosował dotychczasową metodę a mianowicie nie
wchodzenie sobie w drogę. Jeśli nie muszę, nie rozmawiam z nimi.
Rok temu starałem się zawrzeć pozytywne relacje z cała klasą, w
końcu całe liceum spędzimy w jednej klasie, ale z niektórymi po
prostu się nie dało. Matt jest typem sportowca-idioty. Poza sportem
i panienkami nic go nie obchodzi. Szkoda tylko, że kapitanem drużyny
baseballu został tylko dlatego, że jego ojciec to wicedyrektor i to
jeszcze wuefista. To właśnie na lekcje tego faceta uczęszczam
najmniej. Prawie na każdą lekcje mam zwolnienie. Wiem, że wiąże
się to ze słabymi umiejętnościami fizycznymi, jednak wolę to od
poniżania. W pierwszej klasie dość się nasłuchałem, że
powinienem być dziewczyną. Wracając do Matta. Chłopak oczywiście
miał swoje grono „wyznawców”. Byli to jego kumple z drużyny –
Tom, Bryan, Patrikck i Lukas. Równie głupi co ich „szef”. Poza
nimi w mojej klasie było paru przemądrzałych chłopaków, którzy
zawsze zajmowali pierwsze ławki na zajęciach. Nasz profil zbierał
praktycznie samych odrzutków, którzy nie dostali się do swoich
wymarzonych klas, w ten sposób poza mną i moimi przyjaciółmi,
którzy sami wybraliśmy rozwijanie umiejętności artystycznych,
było u nas może pięciu ludzi o talentach plastycznych.
W
czasie kiedy chłopaki rozkładali nasze namioty, ja, Gerard, Ray i
Bob złożyliśmy „baldachim” pod którym rozłożyliśmy stoły,
a dziewczyny rozłożyły produkty na naszą kolację. Wyglądało na
to, że szykował się typowy biwak z ogniskiem i kiełbaskami. Nie
jem mięsa od czterech lat i dobrze mi z tym. Na szczęście
dostaliśmy również dwa chleby oraz ogórki, pomidory, paprykę,
więc z głodu nie umrę. Po chwili wszystko było już gotowe.
-Dobrze
misiaczki, w takim razie żegnamy już pana Harrisona i ustalamy parę
rzeczy. Po pierwsze namioty są czteroosobowe i pięcioosobowe.
Między sobą ustalcie kto z kim jest, ale po tym jak teraz stoicie
widzę że już wicie jak będziecie. Druga rzecz musimy znaleźć
drewno na opał, jakieś pnie, żebyśmy mogli usiąść oraz
kamienie, żeby rozłożyć wokół ogniska. Myślę że szukać
pójdą dziewczyny a panowie skończą rozkładać namioty. A teraz
najważniejsze. Będziecie w nocy pełnić warty. Od dwudziestej
drugiej do szóstej. Zróbmy tak, że najpierw niech zgłoszą się
osoby, które chcą. Potem ostatecznie dobierzemy resztę
-
A co podczas takiej wart robimy – zapytała Sarah
-
Pilnujecie rowerów, ogólnie obozu. Nie jest to trudne, wystarczy,
że będziecie siedzieć przy ognisku.
-
To w takim razie ja Ann i Sophie możemy siedzieć od dwudziestej
drugiej do dwudziestej trzeciej – powiedziała po konsultacji z
koleżankami
-
My możemy mieć tą do północy – zgłosili się Matt z Lukasem
-
W porządku, to kto dalej?
-
Proszę pani, to my możemy się jakoś podzielić, np. Ja z Alicią
do pierwszej a Jamia z Lindsay do drugiej – wymyśliła Christa
-
A co dalej?
-
A dalej to już panowie – tu zwróciła się do Gerarda, Raya,
Mikeya, Boba i mnie – myślę, że nie ma problemu prawda?
-
Pewnie, i tak chciałem siedzieć całą noc przy ognisku –
odpowiedział Mikey
-
No to super – powiedziała radośnie pani Janet – to w takim
razie idźcie teraz poszukać drewna i reszty, a potem kto będzie
chciał, to pójdzie ze mną do sklepu.
Pani
Martinez poszła do swojego namiotu, a my w tym czasie podzieliliśmy
się, kto czego szuka. Były trzy grupy. Moja szukała drewna na
opał, więc ruszyliśmy w głąb lasu. Jak się szybo okazało jest
to bardzo łatwe. Po chwili każde z naszej dziewiątki miało już
ręce pełne patyków. Wróciliśmy z tym do obozu i położyliśmy
wszystko obok pieńka, którego Matt właśnie przyniósł.
***
-
Czym głębiej wchodzimy w ten las, tym mniej drewna znosimy, nie
wystarczy tyle ile już znieśliśmy?
Dziewczyny
marudziły już tak dłuższą chwilę. Ja również uważam że to
co mamy nam wystarczy, ale Bob, który razem z rodziną w wakacje
wyjeżdża pod namiot, twierdzi, że jeszcze za mało zebraliśmy, bo
do ognia aby się utrzymał trzeba co chwila dorzucać drewna, i może
nam na całą noc nie starczyć.
-
Nie jęczcie już tak. Jeszcze maksymalnie dwa razy musimy wrócić
do obozu, żeby każdy miał chociaż trochę.
W
lesie było przyjemnie chłodno. Na drzewach siedziały różne
ptaki, które co chwila zaburzały idealną ciszę swoimi
zawodzeniami. Kiedy tak chodziliśmy, cały czas czułem na sobie
czyjś wzrok. Wiedziałem, że to Gerard, na początku starałem się
to ignorować, ale potem czułem się niezręcznie.
P.O.V
Gerarda
-
Nie jęczcie już tak. Jeszcze maksymalnie dwa razy musimy wrócić
do obozu, żeby każdy miał chociaż trochę.
Chodziliśmy
po tym przeklętym lesie jak dla mnie o wiele za długo. Ta akcja z
biwakiem miała dla mnie tylko jedną korzyść. Był tu Frank.
Cieszę się, że się pogodziliśmy. Znaczył o dla mnie więcej niż
Marry. Tak na prawdę to ona zaproponowała mi bycie parą. Byłem
tak zaskoczony, że się zgodziłem, ale może wyjdzie mi to na
dobre. Od niedawna zauważyłem u siebie coś niepokojącego.
Zacząłem postrzegać chłopków w innym świetle, w świetle w
jakim nie chciałbym na nich patrzeć. Nie chciałem być gejem. Ja
po prostu nie mogę. Muszę mieć dzieci, przedłużyć ród. Co by
ludzie pomyśleli? Nie mogę zawieść mamy, która czeka aż
przyprowadzę do domu jej synową. Nie wyobrażam sobie bycia
homoseksualistą, pomimo tego że w pełni ich akceptuje. Nie uważam,
żeby dwóch całujących się mężczyzn to było coś obrzydliwego,
ale patrząc już bardziej horyzontalnie nie potrafię wyobrazić
sobie ich seksu. Przecież to musi być okropnie bolesne! To są
jedne z powodów dlaczego zgodziłem się być z Marry. Zawsze może
jeszcze uda mi się w niej zakochać, przecież nie od razy Rzym
zbudowano. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że chłopakiem,
który mi się podoba jest Frank. On jest moim ideałem. Może to
właśnie przez to kiedyś flirtowałem z Lyn-z, ona jest kropla w
kroplę odpowiednikiem Frania. Potem okazało się że jest w związku
z Jamią. Życzę im szczęścia, bo jak dla mnie są parą idealną.
Wracając jednak do Franka to nie chciał bym go zranić, bo coś mi
się wydaje. Zabolało mnie to, że się pokłóciliśmy. Chłopak ma
bardzo ważne miejsce w moim życiu. Martwię się o niego jak o
brata. Kiedy ten cały Austin na niego wpadł, naprawdę myślałem,
że to coś poważnego. Już od pierwszej chwili ten chłopak mnie
zirytował, a tu jak na złość, znalazł się w tym samym miejscu
co my i jeszcze przystawia się do Franka. To jest mój najlepszy
przyjaciel. Po tej sytuacji z Austinem postanowiłem dotrzymać
słowa, które dałem Frankowi parę dni przed wyjazdem i spędzić
ten czas tylko z przyjaciółmi.. Mieliśmy się wygłupiać, bawić
i robić wszystko razem, a ja przez pierwsze dni ich wystawiłem,
dlatego cieszę się, że biwak jest tylko dla naszej klasy. Możemy
spędzić czas tylko w swoim gronie.
Chodząc
za chrustem, nie mogłem oderwać wzroku od sylwetki Iero. Coś mnie
w nim kusiło i na pewno nie było to dobre.
-
Wy też to słyszycie? – zapytałem
-
Tak – odpowiedział Ray
Od
paru minut wydawało mi się, że słyszę muzykę. Na początku
myślałem, ale z każdym krokiem dźwięki stawały się coraz
głośniejsze. Teraz spokojnie mogłem dosłyszeć już dźwięki
gitary elektrycznej oraz perkusji. Dźwięk był zbyt idealny,
dlatego domyśliłem się, że jest to puszczane z radia bądź
płyty.
-
Idziemy to sprawdzić – zapytała Alicia
-
Po co?
-
Z ciekawości, może kogoś fajnego spotkamy
-
Przychodzisz a tak grupka starszych ludzi, nie ma co bardzo fajne
towarzystwo – odpowiedział Mikey
-
Wątpię, żeby emeryci słuchali muzyki rockowej
Ruszyliśmy
więc za Alicią w kierunku źródła muzyki i to co tam zobaczyłem
jakoś mnie nie zaskoczyło.
Ale Gerard... nikt z nas nie chce, żebyś przedłużał ród. Wszyscy pragną twojego homoseksualizmu XD
OdpowiedzUsuńWyczuwam Austina i to bardzo mi się podoba, bo widzę w nim bad boya, których ostatnio wręcz kocham. Szkoda, że dodajesz rozdziały tak rzadko, bo Twoje opowiadanie jest niesamowicie lekkie w odbiorze i na tyle uniwersalne, aby każdy mógł się niesamowicie dobrze wczuć zarówno w bohaterów, jaki w scenerię. Gerard chodzący po tym lesie i szukający samego siebie skojarzył mi się w jakiś dziwny sposób z Boską komedią Danego XDDD Te jego głębokie introspekcje w poszukiwaniu źródła wiedzy na temat swojej orientacji po prostu tak na mnie działają chyba :D
walić jakieś rody, wiadomo, że wszyscy maniakalnie chcą Frerarda ;__; (chyba że tylko ja jestem tak psychiczna, ale wnioskując po komentarzu powyżej, nie jestem sama xD)
OdpowiedzUsuńGerard jest głupi i ślepy ;-;
świetny rozdział, a w szkole wiadomo, zbyt bardzo zawalają nauką ;__;
życzę weny i czekam na kolejny <3
TERAZ TO JUŻ CI NIE ODPUSZCZE PISANIA, BĘDĘ CIĘ ZMUSZAĆ!!
OdpowiedzUsuńJEST SUPER<3
A CO DO ROZDZIAŁU:
AŚKA ZABIJE CIĘ ZA MATTA, JA ZA BRYAN A "PATRIKCK" MNIE ROZJEBAŁ PO PROSTU XDDDD
KC WR :*****