sobota, 22 marca 2014

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 7

W tym rozdziale możecie poznać troszkę bardziej Gerarda. Rozdziały mogą być dodawane z mniejszą częstotliwością ze względu na nawał nauki. Enjoy!  

- Zwolnijcie trochę
- Nie przesadzaj, nie jedziemy wcale szybko
- Jedziecie – zaprzeczyłem
- Masz za słabą kondycję Frank – wtrącił się Mikey – po powrocie musimy coś z tym zrobić.
Może to i prawda, nie jestem najlepszym sportowcem, ale przecież nie muszę. Chodzić potrafię, nogi mi się nie plączą, więc jakoś przeżyję.
- Jasne, ale proszę choć trochę wolniej.
Jedziemy już około godziny i moje nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Miejsce naszego biwaku nie jest nam jeszcze znane, ale zauważyłem, że nasza droga biegnie wokół jeziora. Ścieżka prowadziła przez pola, łąki i piaski i to właśnie one były najgorsze. Kiedy w nie wjechałem, o mało co się nie przewróciłem. Straciłem panowanie nad rowerem. Za mną jechała Christa i ona niestety zaliczyła wypadek. Wywracając się, upadła na kamień i przecięła sobie dość spory odcinek pod kolanem. Jechaliśmy na końcu, więc Ray musiał przyśpieszyć i zawołać panią Janet. Ona zatrzymała resztę mojej klasy i wróciła do nas. Noga Christy krwawiła dość
obficie, dlatego trzeba było jej to opatrzyć. Po parunastu minutach jechaliśmy już dalej, Christa z obandażowaną nogą. Współczułem jej. Nie lubię widoku krwi, szczególnie w sporych ilościach. Gdy zrobię sobie jakąś ranę, nawet dość małą to świadomość, że ją mam sprawia że to miejsce zaczyna boleć. Wiem, że to leży w psychice, ale tak po prostu mam.
W czasie jazdy, mogłem oglądać krajobrazy, które były naprawdę piękne. Chwilę jechaliśmy przez las, w którym było przyjemnie chłodno, przez cień jaki stwarzały drzewa, a później wjeżdżaliśmy na pole zbóż. Pośród nich rosły pojedyncze maki oraz inne polne kwiaty, które nadawały koloru całemu widokowi.
Po jakiś piętnastu minutach dostrzegłem wśród drzew tył samochodu, którym pan Harrison wiózł nasze plecaki, namioty oraz dzisiejszą kolacje. Chwilę potem skręciliśmy do lasu, by znaleźć się na wielkiej polanie. Pomiędzy drzewami można było dostrzec jezioro. To miejsce jest idealne na biwak.
- No to dzieciaczki jesteśmy na miejscu, chłopcy pomóżcie rozładować auto panu Harrisonowi, a potem ustalimy plan działania.
Tak jak powiedziała pani Janet, podeszliśmy do matematyka i pomogliśmy mu rozpakować bagażnik. Poza namiotami oraz naszymi plecakami, opiekunowie zabrali również duży garnek i stolik. Nie było to głupie, bo zważywszy, że ośrodek zaopatrzył nas w kolacje, potrzebowaliśmy miejsca do stawiania gdzieś produktów. Po kolei podchodziliśmy do nauczyciela, który podawał nam nasz bagaże. Jako pierwsze wyciągnął namioty, które Matt z kolegami zaczęli rozkładać.
Nie przepadałem za nimi, ale cóż muszę jeszcze wytrzymać jakoś te dwa lata. Będę stosował dotychczasową metodę a mianowicie nie wchodzenie sobie w drogę. Jeśli nie muszę, nie rozmawiam z nimi. Rok temu starałem się zawrzeć pozytywne relacje z cała klasą, w końcu całe liceum spędzimy w jednej klasie, ale z niektórymi po prostu się nie dało. Matt jest typem sportowca-idioty. Poza sportem i panienkami nic go nie obchodzi. Szkoda tylko, że kapitanem drużyny baseballu został tylko dlatego, że jego ojciec to wicedyrektor i to jeszcze wuefista. To właśnie na lekcje tego faceta uczęszczam najmniej. Prawie na każdą lekcje mam zwolnienie. Wiem, że wiąże się to ze słabymi umiejętnościami fizycznymi, jednak wolę to od poniżania. W pierwszej klasie dość się nasłuchałem, że powinienem być dziewczyną. Wracając do Matta. Chłopak oczywiście miał swoje grono „wyznawców”. Byli to jego kumple z drużyny – Tom, Bryan, Patrikck i Lukas. Równie głupi co ich „szef”. Poza nimi w mojej klasie było paru przemądrzałych chłopaków, którzy zawsze zajmowali pierwsze ławki na zajęciach. Nasz profil zbierał praktycznie samych odrzutków, którzy nie dostali się do swoich wymarzonych klas, w ten sposób poza mną i moimi przyjaciółmi, którzy sami wybraliśmy rozwijanie umiejętności artystycznych, było u nas może pięciu ludzi o talentach plastycznych.
W czasie kiedy chłopaki rozkładali nasze namioty, ja, Gerard, Ray i Bob złożyliśmy „baldachim” pod którym rozłożyliśmy stoły, a dziewczyny rozłożyły produkty na naszą kolację. Wyglądało na to, że szykował się typowy biwak z ogniskiem i kiełbaskami. Nie jem mięsa od czterech lat i dobrze mi z tym. Na szczęście dostaliśmy również dwa chleby oraz ogórki, pomidory, paprykę, więc z głodu nie umrę. Po chwili wszystko było już gotowe.
-Dobrze misiaczki, w takim razie żegnamy już pana Harrisona i ustalamy parę rzeczy. Po pierwsze namioty są czteroosobowe i pięcioosobowe. Między sobą ustalcie kto z kim jest, ale po tym jak teraz stoicie widzę że już wicie jak będziecie. Druga rzecz musimy znaleźć drewno na opał, jakieś pnie, żebyśmy mogli usiąść oraz kamienie, żeby rozłożyć wokół ogniska. Myślę że szukać pójdą dziewczyny a panowie skończą rozkładać namioty. A teraz najważniejsze. Będziecie w nocy pełnić warty. Od dwudziestej drugiej do szóstej. Zróbmy tak, że najpierw niech zgłoszą się osoby, które chcą. Potem ostatecznie dobierzemy resztę
- A co podczas takiej wart robimy – zapytała Sarah
- Pilnujecie rowerów, ogólnie obozu. Nie jest to trudne, wystarczy, że będziecie siedzieć przy ognisku.
- To w takim razie ja Ann i Sophie możemy siedzieć od dwudziestej drugiej do dwudziestej trzeciej – powiedziała po konsultacji z koleżankami
- My możemy mieć tą do północy – zgłosili się Matt z Lukasem
- W porządku, to kto dalej?
- Proszę pani, to my możemy się jakoś podzielić, np. Ja z Alicią do pierwszej a Jamia z Lindsay do drugiej – wymyśliła Christa
- A co dalej?
- A dalej to już panowie – tu zwróciła się do Gerarda, Raya, Mikeya, Boba i mnie – myślę, że nie ma problemu prawda?
- Pewnie, i tak chciałem siedzieć całą noc przy ognisku – odpowiedział Mikey
- No to super – powiedziała radośnie pani Janet – to w takim razie idźcie teraz poszukać drewna i reszty, a potem kto będzie chciał, to pójdzie ze mną do sklepu.
Pani Martinez poszła do swojego namiotu, a my w tym czasie podzieliliśmy się, kto czego szuka. Były trzy grupy. Moja szukała drewna na opał, więc ruszyliśmy w głąb lasu. Jak się szybo okazało jest to bardzo łatwe. Po chwili każde z naszej dziewiątki miało już ręce pełne patyków. Wróciliśmy z tym do obozu i położyliśmy wszystko obok pieńka, którego Matt właśnie przyniósł.
***
- Czym głębiej wchodzimy w ten las, tym mniej drewna znosimy, nie wystarczy tyle ile już znieśliśmy?
Dziewczyny marudziły już tak dłuższą chwilę. Ja również uważam że to co mamy nam wystarczy, ale Bob, który razem z rodziną w wakacje wyjeżdża pod namiot, twierdzi, że jeszcze za mało zebraliśmy, bo do ognia aby się utrzymał trzeba co chwila dorzucać drewna, i może nam na całą noc nie starczyć.
- Nie jęczcie już tak. Jeszcze maksymalnie dwa razy musimy wrócić do obozu, żeby każdy miał chociaż trochę.
W lesie było przyjemnie chłodno. Na drzewach siedziały różne ptaki, które co chwila zaburzały idealną ciszę swoimi zawodzeniami. Kiedy tak chodziliśmy, cały czas czułem na sobie czyjś wzrok. Wiedziałem, że to Gerard, na początku starałem się to ignorować, ale potem czułem się niezręcznie.
P.O.V Gerarda

- Nie jęczcie już tak. Jeszcze maksymalnie dwa razy musimy wrócić do obozu, żeby każdy miał chociaż trochę.
Chodziliśmy po tym przeklętym lesie jak dla mnie o wiele za długo. Ta akcja z biwakiem miała dla mnie tylko jedną korzyść. Był tu Frank. Cieszę się, że się pogodziliśmy. Znaczył o dla mnie więcej niż Marry. Tak na prawdę to ona zaproponowała mi bycie parą. Byłem tak zaskoczony, że się zgodziłem, ale może wyjdzie mi to na dobre. Od niedawna zauważyłem u siebie coś niepokojącego. Zacząłem postrzegać chłopków w innym świetle, w świetle w jakim nie chciałbym na nich patrzeć. Nie chciałem być gejem. Ja po prostu nie mogę. Muszę mieć dzieci, przedłużyć ród. Co by ludzie pomyśleli? Nie mogę zawieść mamy, która czeka aż przyprowadzę do domu jej synową. Nie wyobrażam sobie bycia homoseksualistą, pomimo tego że w pełni ich akceptuje. Nie uważam, żeby dwóch całujących się mężczyzn to było coś obrzydliwego, ale patrząc już bardziej horyzontalnie nie potrafię wyobrazić sobie ich seksu. Przecież to musi być okropnie bolesne! To są jedne z powodów dlaczego zgodziłem się być z Marry. Zawsze może jeszcze uda mi się w niej zakochać, przecież nie od razy Rzym zbudowano. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że chłopakiem, który mi się podoba jest Frank. On jest moim ideałem. Może to właśnie przez to kiedyś flirtowałem z Lyn-z, ona jest kropla w kroplę odpowiednikiem Frania. Potem okazało się że jest w związku z Jamią. Życzę im szczęścia, bo jak dla mnie są parą idealną. Wracając jednak do Franka to nie chciał bym go zranić, bo coś mi się wydaje. Zabolało mnie to, że się pokłóciliśmy. Chłopak ma bardzo ważne miejsce w moim życiu. Martwię się o niego jak o brata. Kiedy ten cały Austin na niego wpadł, naprawdę myślałem, że to coś poważnego. Już od pierwszej chwili ten chłopak mnie zirytował, a tu jak na złość, znalazł się w tym samym miejscu co my i jeszcze przystawia się do Franka. To jest mój najlepszy przyjaciel. Po tej sytuacji z Austinem postanowiłem dotrzymać słowa, które dałem Frankowi parę dni przed wyjazdem i spędzić ten czas tylko z przyjaciółmi.. Mieliśmy się wygłupiać, bawić i robić wszystko razem, a ja przez pierwsze dni ich wystawiłem, dlatego cieszę się, że biwak jest tylko dla naszej klasy. Możemy spędzić czas tylko w swoim gronie.
Chodząc za chrustem, nie mogłem oderwać wzroku od sylwetki Iero. Coś mnie w nim kusiło i na pewno nie było to dobre.
- Wy też to słyszycie? – zapytałem
- Tak – odpowiedział Ray
Od paru minut wydawało mi się, że słyszę muzykę. Na początku myślałem, ale z każdym krokiem dźwięki stawały się coraz głośniejsze. Teraz spokojnie mogłem dosłyszeć już dźwięki gitary elektrycznej oraz perkusji. Dźwięk był zbyt idealny, dlatego domyśliłem się, że jest to puszczane z radia bądź płyty.
- Idziemy to sprawdzić – zapytała Alicia
- Po co?
- Z ciekawości, może kogoś fajnego spotkamy
- Przychodzisz a tak grupka starszych ludzi, nie ma co bardzo fajne towarzystwo – odpowiedział Mikey
- Wątpię, żeby emeryci słuchali muzyki rockowej
Ruszyliśmy więc za Alicią w kierunku źródła muzyki i to co tam zobaczyłem jakoś mnie nie zaskoczyło.

3 komentarze:

  1. Ale Gerard... nikt z nas nie chce, żebyś przedłużał ród. Wszyscy pragną twojego homoseksualizmu XD

    Wyczuwam Austina i to bardzo mi się podoba, bo widzę w nim bad boya, których ostatnio wręcz kocham. Szkoda, że dodajesz rozdziały tak rzadko, bo Twoje opowiadanie jest niesamowicie lekkie w odbiorze i na tyle uniwersalne, aby każdy mógł się niesamowicie dobrze wczuć zarówno w bohaterów, jaki w scenerię. Gerard chodzący po tym lesie i szukający samego siebie skojarzył mi się w jakiś dziwny sposób z Boską komedią Danego XDDD Te jego głębokie introspekcje w poszukiwaniu źródła wiedzy na temat swojej orientacji po prostu tak na mnie działają chyba :D

    OdpowiedzUsuń
  2. walić jakieś rody, wiadomo, że wszyscy maniakalnie chcą Frerarda ;__; (chyba że tylko ja jestem tak psychiczna, ale wnioskując po komentarzu powyżej, nie jestem sama xD)
    Gerard jest głupi i ślepy ;-;
    świetny rozdział, a w szkole wiadomo, zbyt bardzo zawalają nauką ;__;
    życzę weny i czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. TERAZ TO JUŻ CI NIE ODPUSZCZE PISANIA, BĘDĘ CIĘ ZMUSZAĆ!!
    JEST SUPER<3
    A CO DO ROZDZIAŁU:
    AŚKA ZABIJE CIĘ ZA MATTA, JA ZA BRYAN A "PATRIKCK" MNIE ROZJEBAŁ PO PROSTU XDDDD
    KC WR :*****

    OdpowiedzUsuń