sobota, 22 marca 2014

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 7

W tym rozdziale możecie poznać troszkę bardziej Gerarda. Rozdziały mogą być dodawane z mniejszą częstotliwością ze względu na nawał nauki. Enjoy!  

- Zwolnijcie trochę
- Nie przesadzaj, nie jedziemy wcale szybko
- Jedziecie – zaprzeczyłem
- Masz za słabą kondycję Frank – wtrącił się Mikey – po powrocie musimy coś z tym zrobić.
Może to i prawda, nie jestem najlepszym sportowcem, ale przecież nie muszę. Chodzić potrafię, nogi mi się nie plączą, więc jakoś przeżyję.
- Jasne, ale proszę choć trochę wolniej.
Jedziemy już około godziny i moje nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Miejsce naszego biwaku nie jest nam jeszcze znane, ale zauważyłem, że nasza droga biegnie wokół jeziora. Ścieżka prowadziła przez pola, łąki i piaski i to właśnie one były najgorsze. Kiedy w nie wjechałem, o mało co się nie przewróciłem. Straciłem panowanie nad rowerem. Za mną jechała Christa i ona niestety zaliczyła wypadek. Wywracając się, upadła na kamień i przecięła sobie dość spory odcinek pod kolanem. Jechaliśmy na końcu, więc Ray musiał przyśpieszyć i zawołać panią Janet. Ona zatrzymała resztę mojej klasy i wróciła do nas. Noga Christy krwawiła dość
obficie, dlatego trzeba było jej to opatrzyć. Po parunastu minutach jechaliśmy już dalej, Christa z obandażowaną nogą. Współczułem jej. Nie lubię widoku krwi, szczególnie w sporych ilościach. Gdy zrobię sobie jakąś ranę, nawet dość małą to świadomość, że ją mam sprawia że to miejsce zaczyna boleć. Wiem, że to leży w psychice, ale tak po prostu mam.
W czasie jazdy, mogłem oglądać krajobrazy, które były naprawdę piękne. Chwilę jechaliśmy przez las, w którym było przyjemnie chłodno, przez cień jaki stwarzały drzewa, a później wjeżdżaliśmy na pole zbóż. Pośród nich rosły pojedyncze maki oraz inne polne kwiaty, które nadawały koloru całemu widokowi.
Po jakiś piętnastu minutach dostrzegłem wśród drzew tył samochodu, którym pan Harrison wiózł nasze plecaki, namioty oraz dzisiejszą kolacje. Chwilę potem skręciliśmy do lasu, by znaleźć się na wielkiej polanie. Pomiędzy drzewami można było dostrzec jezioro. To miejsce jest idealne na biwak.
- No to dzieciaczki jesteśmy na miejscu, chłopcy pomóżcie rozładować auto panu Harrisonowi, a potem ustalimy plan działania.
Tak jak powiedziała pani Janet, podeszliśmy do matematyka i pomogliśmy mu rozpakować bagażnik. Poza namiotami oraz naszymi plecakami, opiekunowie zabrali również duży garnek i stolik. Nie było to głupie, bo zważywszy, że ośrodek zaopatrzył nas w kolacje, potrzebowaliśmy miejsca do stawiania gdzieś produktów. Po kolei podchodziliśmy do nauczyciela, który podawał nam nasz bagaże. Jako pierwsze wyciągnął namioty, które Matt z kolegami zaczęli rozkładać.
Nie przepadałem za nimi, ale cóż muszę jeszcze wytrzymać jakoś te dwa lata. Będę stosował dotychczasową metodę a mianowicie nie wchodzenie sobie w drogę. Jeśli nie muszę, nie rozmawiam z nimi. Rok temu starałem się zawrzeć pozytywne relacje z cała klasą, w końcu całe liceum spędzimy w jednej klasie, ale z niektórymi po prostu się nie dało. Matt jest typem sportowca-idioty. Poza sportem i panienkami nic go nie obchodzi. Szkoda tylko, że kapitanem drużyny baseballu został tylko dlatego, że jego ojciec to wicedyrektor i to jeszcze wuefista. To właśnie na lekcje tego faceta uczęszczam najmniej. Prawie na każdą lekcje mam zwolnienie. Wiem, że wiąże się to ze słabymi umiejętnościami fizycznymi, jednak wolę to od poniżania. W pierwszej klasie dość się nasłuchałem, że powinienem być dziewczyną. Wracając do Matta. Chłopak oczywiście miał swoje grono „wyznawców”. Byli to jego kumple z drużyny – Tom, Bryan, Patrikck i Lukas. Równie głupi co ich „szef”. Poza nimi w mojej klasie było paru przemądrzałych chłopaków, którzy zawsze zajmowali pierwsze ławki na zajęciach. Nasz profil zbierał praktycznie samych odrzutków, którzy nie dostali się do swoich wymarzonych klas, w ten sposób poza mną i moimi przyjaciółmi, którzy sami wybraliśmy rozwijanie umiejętności artystycznych, było u nas może pięciu ludzi o talentach plastycznych.
W czasie kiedy chłopaki rozkładali nasze namioty, ja, Gerard, Ray i Bob złożyliśmy „baldachim” pod którym rozłożyliśmy stoły, a dziewczyny rozłożyły produkty na naszą kolację. Wyglądało na to, że szykował się typowy biwak z ogniskiem i kiełbaskami. Nie jem mięsa od czterech lat i dobrze mi z tym. Na szczęście dostaliśmy również dwa chleby oraz ogórki, pomidory, paprykę, więc z głodu nie umrę. Po chwili wszystko było już gotowe.
-Dobrze misiaczki, w takim razie żegnamy już pana Harrisona i ustalamy parę rzeczy. Po pierwsze namioty są czteroosobowe i pięcioosobowe. Między sobą ustalcie kto z kim jest, ale po tym jak teraz stoicie widzę że już wicie jak będziecie. Druga rzecz musimy znaleźć drewno na opał, jakieś pnie, żebyśmy mogli usiąść oraz kamienie, żeby rozłożyć wokół ogniska. Myślę że szukać pójdą dziewczyny a panowie skończą rozkładać namioty. A teraz najważniejsze. Będziecie w nocy pełnić warty. Od dwudziestej drugiej do szóstej. Zróbmy tak, że najpierw niech zgłoszą się osoby, które chcą. Potem ostatecznie dobierzemy resztę
- A co podczas takiej wart robimy – zapytała Sarah
- Pilnujecie rowerów, ogólnie obozu. Nie jest to trudne, wystarczy, że będziecie siedzieć przy ognisku.
- To w takim razie ja Ann i Sophie możemy siedzieć od dwudziestej drugiej do dwudziestej trzeciej – powiedziała po konsultacji z koleżankami
- My możemy mieć tą do północy – zgłosili się Matt z Lukasem
- W porządku, to kto dalej?
- Proszę pani, to my możemy się jakoś podzielić, np. Ja z Alicią do pierwszej a Jamia z Lindsay do drugiej – wymyśliła Christa
- A co dalej?
- A dalej to już panowie – tu zwróciła się do Gerarda, Raya, Mikeya, Boba i mnie – myślę, że nie ma problemu prawda?
- Pewnie, i tak chciałem siedzieć całą noc przy ognisku – odpowiedział Mikey
- No to super – powiedziała radośnie pani Janet – to w takim razie idźcie teraz poszukać drewna i reszty, a potem kto będzie chciał, to pójdzie ze mną do sklepu.
Pani Martinez poszła do swojego namiotu, a my w tym czasie podzieliliśmy się, kto czego szuka. Były trzy grupy. Moja szukała drewna na opał, więc ruszyliśmy w głąb lasu. Jak się szybo okazało jest to bardzo łatwe. Po chwili każde z naszej dziewiątki miało już ręce pełne patyków. Wróciliśmy z tym do obozu i położyliśmy wszystko obok pieńka, którego Matt właśnie przyniósł.
***
- Czym głębiej wchodzimy w ten las, tym mniej drewna znosimy, nie wystarczy tyle ile już znieśliśmy?
Dziewczyny marudziły już tak dłuższą chwilę. Ja również uważam że to co mamy nam wystarczy, ale Bob, który razem z rodziną w wakacje wyjeżdża pod namiot, twierdzi, że jeszcze za mało zebraliśmy, bo do ognia aby się utrzymał trzeba co chwila dorzucać drewna, i może nam na całą noc nie starczyć.
- Nie jęczcie już tak. Jeszcze maksymalnie dwa razy musimy wrócić do obozu, żeby każdy miał chociaż trochę.
W lesie było przyjemnie chłodno. Na drzewach siedziały różne ptaki, które co chwila zaburzały idealną ciszę swoimi zawodzeniami. Kiedy tak chodziliśmy, cały czas czułem na sobie czyjś wzrok. Wiedziałem, że to Gerard, na początku starałem się to ignorować, ale potem czułem się niezręcznie.
P.O.V Gerarda

- Nie jęczcie już tak. Jeszcze maksymalnie dwa razy musimy wrócić do obozu, żeby każdy miał chociaż trochę.
Chodziliśmy po tym przeklętym lesie jak dla mnie o wiele za długo. Ta akcja z biwakiem miała dla mnie tylko jedną korzyść. Był tu Frank. Cieszę się, że się pogodziliśmy. Znaczył o dla mnie więcej niż Marry. Tak na prawdę to ona zaproponowała mi bycie parą. Byłem tak zaskoczony, że się zgodziłem, ale może wyjdzie mi to na dobre. Od niedawna zauważyłem u siebie coś niepokojącego. Zacząłem postrzegać chłopków w innym świetle, w świetle w jakim nie chciałbym na nich patrzeć. Nie chciałem być gejem. Ja po prostu nie mogę. Muszę mieć dzieci, przedłużyć ród. Co by ludzie pomyśleli? Nie mogę zawieść mamy, która czeka aż przyprowadzę do domu jej synową. Nie wyobrażam sobie bycia homoseksualistą, pomimo tego że w pełni ich akceptuje. Nie uważam, żeby dwóch całujących się mężczyzn to było coś obrzydliwego, ale patrząc już bardziej horyzontalnie nie potrafię wyobrazić sobie ich seksu. Przecież to musi być okropnie bolesne! To są jedne z powodów dlaczego zgodziłem się być z Marry. Zawsze może jeszcze uda mi się w niej zakochać, przecież nie od razy Rzym zbudowano. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że chłopakiem, który mi się podoba jest Frank. On jest moim ideałem. Może to właśnie przez to kiedyś flirtowałem z Lyn-z, ona jest kropla w kroplę odpowiednikiem Frania. Potem okazało się że jest w związku z Jamią. Życzę im szczęścia, bo jak dla mnie są parą idealną. Wracając jednak do Franka to nie chciał bym go zranić, bo coś mi się wydaje. Zabolało mnie to, że się pokłóciliśmy. Chłopak ma bardzo ważne miejsce w moim życiu. Martwię się o niego jak o brata. Kiedy ten cały Austin na niego wpadł, naprawdę myślałem, że to coś poważnego. Już od pierwszej chwili ten chłopak mnie zirytował, a tu jak na złość, znalazł się w tym samym miejscu co my i jeszcze przystawia się do Franka. To jest mój najlepszy przyjaciel. Po tej sytuacji z Austinem postanowiłem dotrzymać słowa, które dałem Frankowi parę dni przed wyjazdem i spędzić ten czas tylko z przyjaciółmi.. Mieliśmy się wygłupiać, bawić i robić wszystko razem, a ja przez pierwsze dni ich wystawiłem, dlatego cieszę się, że biwak jest tylko dla naszej klasy. Możemy spędzić czas tylko w swoim gronie.
Chodząc za chrustem, nie mogłem oderwać wzroku od sylwetki Iero. Coś mnie w nim kusiło i na pewno nie było to dobre.
- Wy też to słyszycie? – zapytałem
- Tak – odpowiedział Ray
Od paru minut wydawało mi się, że słyszę muzykę. Na początku myślałem, ale z każdym krokiem dźwięki stawały się coraz głośniejsze. Teraz spokojnie mogłem dosłyszeć już dźwięki gitary elektrycznej oraz perkusji. Dźwięk był zbyt idealny, dlatego domyśliłem się, że jest to puszczane z radia bądź płyty.
- Idziemy to sprawdzić – zapytała Alicia
- Po co?
- Z ciekawości, może kogoś fajnego spotkamy
- Przychodzisz a tak grupka starszych ludzi, nie ma co bardzo fajne towarzystwo – odpowiedział Mikey
- Wątpię, żeby emeryci słuchali muzyki rockowej
Ruszyliśmy więc za Alicią w kierunku źródła muzyki i to co tam zobaczyłem jakoś mnie nie zaskoczyło.

niedziela, 2 marca 2014

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 6

Na początek chciałam was przeprosić, ferie mi minęły a nic nie dodałam. Nie chcę się też usprawiedliwiać, ale po prostu brak weny i motywacji przeważyły. Rozdział dla kochanej Darsy i Kobra Kid ze strony "The future is bulletproof", ponieważ to dzięki wam ten rozdział się pojawia tu dzisiaj ;) Miłego czytania :) 

Leżę i wsłuchuję się w dźwięki poranka. Słyszę śpiew ptaków i śmiech dziecka, które mieszka obok nas. Powoli otwieram oczy i zaspanym wzrokiem spoglądam na ekran telefonu. Zegarek wskazuje parę minut po ósmej. Podnoszę się z posłania i syczę z bólu. Ta kanapa to jakaś męczarnia. Tak, to już moja druga noc na dole. Wczoraj kiedy wstałem nie mogłem ruszyć głową. Na pomoc przyszła mi Jamia i mnie rozmasowała, wygląda na to, że dzisiaj też będę jej potrzebował. Cały wczorajszy dzień nie odezwałem się do Gerarda ani słowem. Może i zachowuję się jak urażona  le nie obchodzi mnie to. Jestem na niego wkurwiony i nie będę tego ukrywać. Pomimo tego, że starał się ze mną pogadać, nie ugiąłem się. Nie będę zachowywać się jakby nic się nie stało. Wiem, że dzisiaj już będę musiał się do niego odezwać. Postawiłem stopy na zimnej podłodze i ruszyłem na górę, po ciuchy w które będę mógł się przebrać. Na poręczy schodów wisiały nasze ubrania. Mieliśmy wczoraj zawody i jedną z dyscyplin było pływanie. Moja grupa oczywiście składała się z moich przyjaciół. Pomimo tego że tylko dwie osoby z drużyny miały pływać, to na koniec i tak wszyscy wskoczyliśmy do jeziora. Zabrałem swoje suche już rurki i t-shirt i przekroczyłem próg pokoju w którym była moja torba. Gerard już nie spał. Siedział na skraju wielkiego łóżka i coś rysował. Ukradkiem zerknąłem na kartkę, jednak zdążyłem zauważyć tylko nogi jakieś postaci. Gerry szybko zasłonił ręką swój rysunek. Podniosłem wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Jego zielone oczy były puste, nic nie wyrażały. Mierzyliśmy się tak chwile dopóki nie odwróciłem się w stronę swojego bagażu
- Nie będziesz tak ze mną rozmawiał do końca wycieczki?
Wstałem i wychodząc odwróciłem się do niego
- Sam się przekonasz
***
- Dzisiaj mamy strzelanie
- W końcu, coś nie związanego z jeziorem
- Oj Christa nie podobały Ci się te rybki
- Nawet mnie nie denerwuj Ray
Przy naszym stoliku wszyscy zaczęli się śmiać. Od początku śniadania Ray droczył się z Christą o wczorajsze wrzucenie jej do jeziora. Co mnie najbardziej zaskoczyło, w przeciwieństwie do dnia wczorajszego Gee usiadł z nami. Czyżby moje milczenie to spowodowało? Minionej nocy, kiedy nie mogłem zasnąć zacząłem dużo myśleć. O problemach, przyjaciołach i Gerardzie. Doszedłem do jednego wniosku. Muszę sobie odpuścić. Oczywiście, że moje uczucie do niego nie minie od tak, jednak muszę przestać myśleć o nim jak o przyszłym partnerze. Nie mogę przed snem obmyślać planu idealnej randki, na którą chłopak mnie zaprasza. Jego osoba prawdopodobnie na zawsze zostanie w moim sercu, ale to najwyższy czas by pogodzić się z porażką. Jego przyjaźń jest dla mnie ważniejsza niż moje wymysły. On teraz ma dziewczynę, muszę go wspierać w jego wyborach, choć nie zawsze muszą być słuszne. Postaram się również hamować docinki skierowane pod jej adresem, nie zawsze, ale będę się starał.
Skończyliśmy śniadanie i wróciliśmy do domków. Na szczęście do strzelania nie musieliśmy się przygotowywać jak do kajaków czy żagli. Tym razem poszliśmy do dziewczyn. Nawet i dobrze bo nie musiałem sprzątać mojego posłania, żeby zrobić trochę miejsca. Tradycyjnie zaczęliśmy grać w karty. To było zajęcie, które pochłaniało większość naszego wolego czasu
- Jak tam plecy braciszku, dzisiaj też będziesz wykorzystywał moją dziewczynę?
- Lepiej niż wczoraj, ale dalej bolą – odpowiedziałem szczerze. Kątem ko zobaczyłem, że Gee podniósł swój wzrok znad kart i skierował go w nasz stronę.
- O co chodzi? – zapytał
- No chyba nie powiesz mi, że nie zauważyłeś, że Frank wczoraj z rana ledwo co się ruszał – powiedziała z lekkim oburzeniem w głowie Jamia
- Nie zwróciłem uwagi
- Pff a to mi zaskoczenie – prychnąłem pod nosem
- Dobra Frankie choć tu
Położyłem się na podłodze obok Jamii, która nie zwlekając od razu zaczęła masować mi kark i ramiona. Było to tak bardzo przyjemne, że mógłbym zasnąć. Po ciele przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Aaaaa – krzyknąłem, kiedy mocniej przycisnęła pace, do moim karku.
- Nie bądź baba, wiesz że potem będzie lepiej
Po chwili Jamia skończyła, a ja w końcu poczułem ulgę. Mogłem normalnie ruszać szyją.
- Jestem twoim dłużnikiem
- Wystarczy, że kiedyś nie będziesz wchodził do Lyn-z kiedy jesteśmy u was w domu – mrugnęła do mnie
- To da się zrobić – uśmiechnąłem się i wróciłem na sofę.
Reszta dalej grała i wyglądało na to że Bob wygrywa. Jest świetny w pokera, dobrze, że nie gramy na pieniądze bo byśmy zbankrutowali.
Siedzieliśmy tak, kiedy spostrzegliśmy się, że zaraz zaczynamy zajęcia. Wstając z kanapy, zauważyłem panią Janet za naszymi domkami. To ona miała z naszą grupą zajęcia. Na szczęście.
Wyszliśmy tylnymi drzwiami, zostawiając je uchylone i ruszyliśmy w kierunku rozłożonych mat.
- No dobra dzieciaczki, ustalcie sobie kolejność, dwójkami podchodzicie do wiatrówek. Jedno strzela do kółek drugie do tarczy, zrozumiano?
- To pani będzie z nami strzelać? – zapytał Mikey
- A co ty myślałeś, że ja w wolnym czasie siedzę nad książkami. Powinniście być zadowoleni, że chodziłam kiedyś na strzelnicę i jeszcze mam cały sprzęt, bo inaczej jak reszta waszej klasy siedzielibyście z panem Harrisem nam algebrą. Dobra to kto pierwszy?
- Ja chce – zgłosiłem się
- I ja – powiedział Gee
- Strzelaliście już kiedyś chłopcy?
- Nie za bardzo – mruknęliśmy oboje.
- W takim razie posłuchajcie wszyscy. Najprostsze wytłumaczenie. Jeśli jesteście prawo ręczni, przykładacie wiatrówkę do prawego policzka, jeśli lewo to do lewego. Zamykacie przeciwne oko. Widzicie wtedy czerwoną kropkę. Staracie się nią wycelować w tarczę lub w kółko. Mała podpowiedź. Kropka nie może być centralnie w miejscu, w które chcecie trafić. Trzeba wziąć pod uwagę jeszcze siłę odrzutu, dlatego też celujcie lekko pod cel. Macie po pięć strzałów na wiatrówce. Jak skończycie podchodzicie do sprzętu. Gerard wymienia starczę, swoją możesz zabrać – zwróciła się do niego – a ty Frank podnosisz w tej skrzyneczce zapadnię, która podnosi te kółka w które uda Ci się trafić. I jeszcze jedno. Jeśli któryś z was skończy szybciej czeka na tego drugiego. Pod żadnym pozorem nie możecie wchodzić na teren gdzie ktoś strzela. Zrozumiano?
- Tak proszę pani – powiedzieliśmy chórkiem
Położyłem się na macie i wziąłem do ręki broń. Przyłożyłem do policzka i starałem się dobrze wymierzyć. Moim celem była biała metalowa skrzynka z pięcioma czarnymi kółkami. Widziałem kiedyś jak do tego strzelano na festynie na wsi, skąd pochodziła moja druga babcia. Jeśli trafiło się w to kółko, ono opadało.
Przymknąłem lewe oko i pociągnąłem za spust. Po chwili dotarł do mnie dźwięk opadającego metalu. Wymierzyłem w kolejny czary punkt i stało się to samo. Kolejne trzy razy stało się to samo. Byłem z siebie dumny.
- Gratuluję Frank, masz celne oko, to na prawdę twój pierwszy raz?
- Na prawdę
- Jestem pod sporym wrażeniem
Popatrzyłem na tarczę Gee. Został mu ostatni strzał. Jego twarz wyrażała teraz wielkie skupienie. Namierzył cel, pociągnął za spust i słychać był tylko dźwięk wylatującego pocisku. Odłożył broń i wstał. Zrobiłem to samo i razem poszliśmy przed siebie. Podniosłem po sobie kółka a Gerard wyciągnął swoją tarczę i włożył tą, przeznaczoną dla mnie. Wróciliśmy na matę, tym razem zamieniając się miejscem. Przyłożyłem broń do policzka i popatrzyłem przez szczerbinę. Muszę przyznać, że do tarczy trafić było dużo trudniej. Po strzale też zbytnio nie widziałem wyniku. Być może spowodowane było to moją wadą wzroku. Nie była ona zbyt uciążliwa, jednak powinien nosić okulary. Mam je w plecaku, ale często o nich zapominam, a soczewki zostawiłem w domu, także jeśli będę miał zły wynik to mogę się tym tłumaczyć. Oddałem kolejne strzały i ponownie z Gerardem poszliśmy po nasze wyniki. Spojrzałem na skrzynkę. Tylko dwa strącone kółka. No proszę w czymś jestem lepszy. Zabierając swoją tarczę nie mogłem uwierzyć. Trzy razy trafiłem w dziesiątkę a dwa w dziewiątkę.
- A ty ile masz?
- 48
- Jak to możliwe?
- No popatrz
Zbliżył się do mnie a ja pokazałem mu tarczę. Chwycił moją dłoń, chcąc wziąć ode mnie skrawek papieru, co spowodowało, że po moim ciele przeszedł dreszcz. Czy naprawdę musi mnie tak dotykać, kiedy postanowiłem, że chcę tylko przyjaźni. On mnie prowokuje, ale ja się nie dam. Muszę być asertywny.
Usiedliśmy obok siebie pod jednym z drzew, które rosły za naszym „polem strzeleckim”. Oglądaliśmy tak poczynania naszych przyjaciół, kiedy Gee starał się zacząć rozmowę.
- Frank... no...
- Wysłów się człowiek
- Chciałem powiedzieć, żebyś wrócił na górę, w sensie żebyś znowu spał ze mną
Popatrzyłem na niego i starałem się powstrzymać śmiech. Najwidoczniej Gerard po chwili też wyczuł dwuznaczność swojej wypowiedzi i mogłem patrzeć jak na jego policzek wkrada się rumieniec. Przysięgam to było urocze. Już nie mogłem dłużej wytrzymać i wybuchnąłem gromkim śmiechem.
- Znaczy no wiesz o co mi chodziło no
Widziałem po jego minie, że się zawstydził
- Pewnie że wiem
- No to jak? Bo nie chcę, żebyś rano znowu cierpiał
- Miło że się troszczysz, wrócę bo kolejnego ranka już nie przetrwam
Siedzieliśmy tak rozmawiając co jakiś czas się śmiejąc. Było tak jak jeszcze parę dni temu. Wcześniej miałem małe wątpliwości co do mojej decyzji. Nie wiedziałem czy na pewno dobrze robię odpuszczając sobie starania o chłopaka. Jednak teraz jestem już przekonany o słuszności mojego wyboru. Jego przyjaźń jest mi o wiele cenniejsza.
- Chłopcy chodźcie tutaj – zawołała nas pani Janet
Wstaliśmy i ruszyliśmy do naszej grupy. Bob, Ray i Mikey sprzątali po zajęciach, chowając wiatrówki i zanosząc skrzynki ze sprzętem na taras domku opiekunów. Christa i Lyn-z zwijały maty i również odniosły je w te samo miejsce.
- Dobra miśki, dzięki zajęcia. Rodzeństwu Iero gratuluję talentów. A teraz zdradzę wam plan na wieczór. Po obiedzie nie ma zajęć. Jedziemy rowerami na biwak. Pan Harrison pojedzie tam wcześniej samochodem z całym ekwipunkiem, ale spokojnie tylko ja z wami zostanę, więc będziecie mogli troszkę „pobalować”, oczywiście bez alkoholu i tym podobnych. Wy rozkładacie namioty, rozpalacie ognisko i pilnujecie wszystkiego podczas wart. Tylko wasza klasa, co wy na to?
- Świetnie – odpowiedziały dziewczyny
- Panowie a wy co?
- Myślę, ciekawy pomysł – powiedział Ray
- W takim razie, o 17 czekajcie pod garażami, za stołówką. Możecie zabrać ze sobą stroje, bo będzie możliwość kąpieli w jeziorze. A i Ray – zwróciła się bezpośrednio do niego – jakieś pół godziny przed zbiórką przynieś do naszego domku gitarę, to pan Henry ją weźmie. Możecie już iść do domków, no chyba, że chcielibyście popływać to pójdę z wami na pomost.
- Bardzo chętnie – powiedziały Jamia z Alici – wszyscy idziemy – popatrzyły na nas
- Pewnie
- Ja nie idę, klasa Mary kończy zajęcia, miłej zabawy.
Po tych słowach Gerard nam pomachał i odszedł w stronę świetlicy. Starałem się wyglądać obojętnie. My tymczasem poszliśmy do domków i się przebraliśmy. W drodze do sypialni, z salonu zabrałem swoją poduszkę i kołdrę. Skoro Gee sam to zaproponował to nie będę miał awersji co to powrotu. Położyłem je na łóżku i wyszedłem ponownie z pokoju, by zabrać moje spodenki do kąpieli z poręczy schodów. Tak poza tym to świetne miejsce na suszenie ubrań.
Wszedłem do łazienki, przebrałem się i wróciłem do sypialni. Zabrałem stamtąd ręcznik, telefon, okulary przeciwsłoneczne i poszedłem na plaże. W drodze poczułem wibracje w kieszeni. Od razu domyśliłem się autora wiadomości.
Hej :) Jak Ci mija dzionek? Jakie plany na dziś?
Dobry :D Mieliśmy dzisiaj strzelanie, do tarczy mieliśmy pięć strzałów i zdobyłem 48 punktów”
Wow, jestem dumny, gratuluję”
Nagle poczułem jak ktoś skacze na mnie od tyłu
- A ty co znowu ze swoim kochasiem piszesz?
No tak Lindsay.
- A jeśli tak to co? Poza tym to nie mój kochaś
- Mów sobie co chcesz gejuszku ja swoje wiem. Gee ma dziewczynę odpuść i znajdź kogoś innego
- Już odpuściłem, a nie uważasz, że to za szybko – zdziwiło mnie to gadanie Lyn-z.
- No wiesz nie zmuszam Cię czy coś, też nie twierdzę, żebyś na siłę sobie szukał chłopaka, tylko wiesz, jeśli nadarzy się okazja czemu masz nie pójść na randkę i spróbować
- Nie poznaję Cię siostro
- Ja siebie też, oj Jamia opowiada mi zbyt dużo romansideł


Doszliśmy razem na pomost, gdzie wszyscy na nas czekali. Zapowiada się miłe południe.