poniedziałek, 13 października 2014

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 11

- Pośpiesz się, bo zaraz będziemy spóźnieni
- Daj spokój Lyn-z to słodkie jak on się stresuje
- Ale słodko nie będzie jak nie będziemy na czas
Ta zacięta dyskusja o tym jak słodko się zachowuje dobiegała z mojego pokoju. Ja natomiast stałem w łazience i starałem się doprowadzić swoje włosy to pewnego rodzaju ładu, prostując przydługą grzywkę prostownicą. Na szczęście była to tylko grzywka. Nie wiem jak dałbym radę wykonywać tą czynność z dłuższymi włosami. W przeciągu tych paru minut zdążyłem się już dwa razy poparzyć, co pewnie zaowocuje późniejszymi pęcherzami na palcach, cóż takie życie. Teraz mam inny problem. Jeszcze nigdy chyba nie byłem tak zestresowany. Rano, kiedy wstałem miałem plan udać chorego i nie iść na ten koncert, jednak szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Był zbyt niedojrzały, nawet jak na mnie. Do tego wszystkiego Lyn-z cały czas denerwuje mnie tekstami, czego to nie powinienem robić na pierwszej randce. To tylko spotkanie, poza tym będziemy całą grupą, to nie może być randka, prawda? Chciałbym, żeby było już po, moje serce w końcu przestanie tak szybko bić a to dziwne uczucie paraliżu zniknie. Mam nadzieję, że się nie zbłaźnię przed Austinem. To chyba najgorsza rzecz jaką bym mógł teraz zrobić, teraz, kiedy on mnie chyba polubił. Oby wszystko wychodziło naturalnie.
- Ile jeszcze laluniu? – krzyknęła Lindsay
- Kończę
Swoją drogą dziewczyny pomimo docinek bardzo mnie dzisiaj wspierały. Jamia pomogła mi dokonać niemożliwego, czyli wybrania ubrań. Na co dzień nie mam z tym problemu, ale dzisiaj okazało się to prawdziwym utrapieniem. Stanęliśmy na szarym, dość obcisłym t-shirtcie, czarnych rurkach dziurawych na kolanach, oraz tradycyjnie czarnych trampkach. Brzmi to może banalnie, ale było to cholernie trudne. W każdym bądź razie w łazience siedzę już od półgodziny. Na początku chciałem podkreślić oczy eyelinerem, ale chcę uniknąć komentarzy, szczególnie dzisiaj, więc sobie podarowałem. Wziąłem prysznic, ubrałem się, poprawiłem włosy to już chyba wszystko, mogę wychodzić.
- No nareszcie, idziemy kompani, czas się zabawić
Zeszliśmy na dół, gdzie babcia zawołała nas do kuchni
- Dzieci, ale uważajcie na siebie, pamiętajcie picie tylko w butelkach, nie wiadomo co za świństwo mogą wam tam dosypać
- Dobrze babciu, nie martw się, poradzimy sobie, to my już idziemy
- Frankie zostań jeszcze na chwilę
- To my czekamy przed domem – powiedziała Jamia
- Miłej zabawy – krzyknęła babcia
- Dziękujemy! - odpowiedziały
- Co się stało – zapytałem
- Synku, rozmawiałam z twoją siostrą, ona powiedziała mi że zaprosił Cię tam jakiś chłopak.
Wiem, że go znasz trochę, ale proszę bądź ostrożny a przede wszystkim... no.... chciałam powiedzieć, żebyś pamiętał, że nie wiadomo co za świństwo może mieć i lepiej się zabezpieczcie
- BABCIU!
- Oczu mi nie zamydlaj, może i nie teraz będziecie „działać”, ale ja wole chuchać na zimne, dlatego bierz to – wtedy wyciągnęła do mnie rękę i podała opakowanie z prezerwatywą. Nie wierzę, moja babcia dała mi kondomy.
- Babciu ale ja naprawdę nie planuję nic...
- Frankie, weź to, lepiej miej, a teraz leć już no
W stanie lekkiego szoku uśmiechnąłem się do niej i poszedłem do drzwi, za którymi chwilę wcześniej zniknęła Lyn-z z Jamią.
Dziewczyny stały na chodniku, przed naszym domem przytulając się i śmiejąc. Jeszcze nigdy nie widziałem tak dobranej do siebie pary. Poza tym, że wyglądają razem cudownie to do tego rozumieją się bez słów. Chciałbym znaleźć chłopaka, z którym będę mógł być tak szczęśliwy jak są one.
- Ray napisał, wszyscy czekają już w klubie
- Wszyscy to znaczy? – zapytałem
Dostałem potwierdzenie od wszystkich, poza Gerardem. Dlaczego nie chciałby przyjść? Wszyscy go bardzo polubili. Lubi muzykę, którą chłopaki tworzą. Nie widzę przeszkód.
- Nie wiem napisał "Wszyscy już jesteśmy, a co z wami?”
Dalszą drogę odbyłem w ciszy. Do jednego ucha włożyłem sobie słuchawkę, żeby się trochę uspokoić. Muzyka zawsze mi pomaga, w każdej sytuacji działa na mnie kojąco i tak stało się również tym razem. Po dwóch piosenkach motylki z brzucha zniknęły, co było raczej dobrą zapowiedzią. Co będzie to będzie.
Klub był dość blisko, więc po kolejnych dwóch piosenkach byliśmy już na miejscu. Nad schodami, które prowadziły do piwnicy budynku, powieszony był neonowy szyld z nazwą klubu. Zeszliśmy po stopniach w dół, gdzie przed  wejściem stał dość niebezpiecznie wyglądający mężczyzna, którego nie chciałbym spotkać w ciemnym zaułku.
- Bilety poproszę – powiedział niskim i doniosłym głosem
- Jesteśmy na liście gości – odparła Lyn-z – Lindsay Iero, Frank Iero i Jamia Nestor
Facet sięgnął za siebie i ze stolika podniósł zapisaną do połowy kartkę. Przejechał do niej palcem i zatrzymał go przy końcu.
- Zgadza się, zapraszam
Minęliśmy mężczyznę i weszliśmy do małego pomieszczenia, które jak na klub wydawało mi się bardzo skromne.
Na wprost od drzwi wejściowych stał bar, za którym młoda dziewczyna w koszuli z krawatem polewała drinki dwóm chłopakom, którzy siedzieli na przeciwko niej, na wysokich krzesłach. Nieduża scena znajdowała się na prawo od wejścia. Stały już na niej perkusja i wzmacniacze.
Przy stoliku, obok baru siedzieli nasi przyjaciele. Od razu zauważyłem brak Gerarda. No cóż jego sprawa.
- Widzieliście chłopaków? – zapytałem Mikeya
- Tak, przyszli do nas jakieś dziesięć minut temu, poszli się już przygotowywać.
- A co z Gee?
- Źle się czuł rano
O widzę, ktoś wykorzystał moją wymówkę.
Kiedy skończyłem rozmowę  z blondynem odłączyłem się od dyskusji i zacząłem rozglądać się po lokalu. W pierwszych rzędach pod sceną było już dość gęsto. Z rozmowy moich znajomych wywnioskowałem, że staniemy na końcu. Będziemy mogli się wtedy szybciej wycofać do chłopaków.
Kiedy na scenie zaczęli pojawiać się techniczni, sprawdzający sprzęt, wstaliśmy z naszych miejsc i stanęliśmy pośród ludzi. Niektórzy mieli na sobie koszulki z nazwą zespołu. Pomimo, ze Of Mice nie wydali jeszcze płyty, a w Internecie krąży tylko parę piosenek, które chłopki udostępnili byli już dość znani w naszej okolicy.
Po chwili światła zgasły a w powietrzu można było wyczuć pozytywne nerwy i stres. Pośród tłumu, można było usłyszeć pojedyncze szmery, a na scenie wciąż widać było kontury ludzi, którzy na nią wchodzili. Naglę ciszę przerwały uderzenia w talerze perkusyjne i dźwięk gitary.
- You know you were my collection, an addiction out of style, all these words you said to me, you know they mean so much – Austin „wykrzyczał” do mikrofonu.
Ubrany był w czarne spodnie i wyciętą koszulkę Slipknota. Fani oszaleli. Razem z chłopakiem recytowali tekst piosenki, skakali do jej rytmu. Pomimo kameralnej oprawy koncertu, atmosfera już na początku była świetna. Po skończonej piosence, kiedy Aaron i Phill zmieniali gitary, Austin nie próżnował i zaczął mówić do ludzi zgromadzonych pod sceną
- Nazywamy się Of Mice & Men, ale to pewnie wiecie, w imieniu całego zespołu chciałem podziękować bardzo wszystkim, których tu dzisiaj dla nas przyszli – gdy to powiedział, nasze spojrzenia się spotkały i chłopak puścił do mnie perskie oko – wiemy także, że większość z was przyszła na zespoły, które grają po nas, więc bez zbędnego przedłużania, następna piosenka nazywa się The Ballad Of Tommy Clayton & The Rawdawg Millionaire
***
- This is not what it is, only baby scars. I need your love, like a boy need his mother side, yeah.
Ostatnie słowa, ostatnie szarpnięcia w struny i chłopaki zeszli ze sceny. Tak jak wcześniej mówiłem, koncert był niesamowity. Żadne słowa tego nie oddadzą. Każdy z nich zostawił na scenie całe swoje serce. Pokazali na co ich stać. Fani jeszcze chwilę bili brawa i krzyczeli, do czasu, gdy na scenie zaczęli ustawiać się kolejni muzycy i techniczny. Dalsze koncerty, miały się rozpocząć, jednak my wycofaliśmy się do stolika, przy którym siedzieliśmy wcześniej, żeby poczekać na znajomy zespół i pogratulować im występu.
Nie minęło dziesięć minut, kiedy zza drzwi do jakiegoś pomieszczenia technicznego (jak podejrzewam) wyłonił się Austin. Dostrzegł nas i pomachał w naszą stronę, jednak od razu został otoczony przez fanów, z większą przewagą płci pięknej.
Kiedy staliśmy w tłumie, przed występem chłopaków, słyszałem wiele głosów zachwytu na temat Austina. Nie wiem czy ma świadomość, ile dziewczyn z tego klubu chciałoby go wycałować. No niestety, raczej z tego nie skorzysta.
Za chwilę z pokoju wyszli także Aaron, Tino i Phil i razem z Austinem ruszyli w naszą stronę
- I jak się podobało? – zaczął perkusista – wiedzcie tylko, że nie przyjmuję słów krytyki
Na jego słowa wszyscy zaczęli się śmiać.
- Kłamałabym, gdybym powiedziała, że było źle – odpowiedziała Christa
- No i prawidłowo, to co może po jakimś soczku? – zaproponował Phil – Ray, Mikey, Aaron chodźcie mi pomóc
- My też pójdziemy – powiedziała Jamia, pociągając za sobą moją siostrę
Przy stoliku zostałem tylko z Alice, Christą i Austinem, jednak dziewczyny były tak pochłonięte rozmową na tylko im znany temat, że było tak jakbyśmy byli z chłopakiem sami. No może poza tymi parędziesięcioma osobami, które przyszły się bawić na koncercie i obsługi.
- Pójdziesz ze mną do naszego pokoju? Zostawiłem tam telefon – zapytał szatyn
- Pewnie
I ruszyliśmy w stronę pokoju, w którym zespół się przygotowywał. Drewniane drzwi kryły za sobą, ciemne pomieszczenie, rozświetlane przez mocno jaskrawe żarówki. Pod ścianą stała trzyosobowa kanapa, okryta niebieskim kocem.
- A Tobie jak się podobało?
- Było niesamowicie, naprawdę, jestem pod wielkim wrażeniem
- Cieszę się, bardzo mi zależy na twojej opinii
- Ugh.. potraktuję to jako komplement – powiedziałem trochę zmieszany
- Jak najbardziej. Frank, muszę z Tobą poważnie porozmawiać. Nie zależy mi tylko na Twojej opinii, zależy mi na całym Tobie. Nie zrozum mnie źle. Wiem, znamy się dość krótko, a nasze pierwsze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, jednak już wtedy mnie zaintrygowałeś. Naprawdę, nie spotkałem jeszcze nikogo, kto potrafi rozświetlić pomieszczenie samą obecnością. Jesteś naprawdę cudowny, chciałbym, żebyś został moim chłopakiem
I co ja mam teraz zrobić?