niedziela, 27 kwietnia 2014

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 8

Chciałam wam bardzo podziękować za komentarze pod poprzednim wpisem, jesteście wielcy! Oto nowy rozdział, enjoy! :) 

- Austin a co ty tu robisz?
- Teraz gramy w siatkówkę – uśmiechnął się promiennie
Podszedłem do niego i przywitaliśmy się szybkim uściskiem.
- To Aaron, Tino i Phil – przedstawił mi swoich znajomych, którzy uśmiechnęli się do mnie i podnieśli swoje dłonie na przywitanie.
- Ty to zapewne ten sławny Frank, Austin dużo nam o Tobie mówił – podszedł do mnie Tino
Popatrzyłem na chłopaka, który zrobił się wyraźnie zawstydzone
- Wcale nie tak dużo – odparł cicho
- Cały czas – powiedział Aaron, który się do nas zbliżył z Philem
- Dobra zmieńmy temat – odpowiedział szybko Austin – Gdzieś w pobliżu macie biwak?
Chłopka wiedział, o moich dzisiejszych planach. Przez ostatnie parę dni cały czas ze sobą piszemy. Stał się dla mnie bardzo bliski. Czułem, że mogłem mu zaufać, o czym świadczyło że opowiedziałem mu o Gerardzie. Nie powiedziałem mu o mojej orientacji. Każda moja wiadomość była bardzo przemyślana, starałem się pisać tak, żeby nie mógł zorientować się że mam na myśli chłopaka. Wiem, że mogło to być podejrzane, jednak tłumaczyłem się, tym że nie chce już myśleć o tej osobie tak teraz. Austin nie był dociekliwy i po prostu dał mi się wygadać, potem coś doradził i rozśmieszał. Był wspaniały. Myślę, że mógłbym powiedzieć mu o tym, że jestem gejem, a on by to w pełni zaakceptował.
- Tak, na końcu tej ścieżki, mamy rozłożony obóz.
Po chwili przypomniałem sobie, że przecież nie byłem tu sam.
- Przepraszam, zapomniałem was sobie przedstawić, to Lindsay – moja siostra, Jamia, Alicia, Christa, Bob, Ray i Gerard – wskazywałem kolejno na moich przyjaciół.
- My już mieliśmy przyjemność się poznać – powiedziała Lyn-z
- Jak bym mógł zapomnieć – odpowiedział szarmancko Austin – więc co tu robicie?
- Szukamy drewna na opał, a pro po to musimy już wracać – powiedział gorzko Gerard
A tego co ugryzło, za każdym razem jak chociażby wspomniałem mu o chłopaku to robił się strasznie opryskliwy i zgorzkniały.
- Gee ma chyba racje, musimy zanieść to co już mamy do obozu
- Jak będziecie mogli to przyjdźcie do nas, możemy sobie zagrać – zaproponował Tino
- Świetny pomysł, pogadamy z panią Janet, myślę że nas puści – powiedziała Jamia
- W takim razie czekamy na was – uśmiechnął się Aaron
Szybkim krokiem udaliśmy się ścieżką do naszego obozu. Po drodze zebraliśmy jeszcze parę gałęzi. Gdy wkroczyliśmy na polanę, zauważyliśmy, że wszystkie namioty już stały, a nasza klasa w większości była na plaży. Chłopaki wygłupiali się w jeziorze, a dziewczyny korzystały z ostatnich promieni słońca. Pani Martinez siedziała pod baldachimem i układała jedzenie na stoliku. Odłożyliśmy to co zebraliśmy na stosik i razem z dziewczynami poszedłem do nasze opiekunki.
- Miśki widzę, że zebraliście tego dość dużo, bardzo dobrze, odpocznijcie sobie teraz
- No właśnie my w tej sprawie – zaczęła Lyn-z – bo tutaj niedaleko zatrzymali się na biwak nasi znajomi i chcieliśmy zapytać, czy możemy tam do nich pójść?
- Hmmm... Wiecie co, bo teoretycznie to powinnam mieć was cały czas na oku, ale bez przesady, jesteście już prawie pełnoletni. Idźcie, tylko wróćcie za jakąś godzinkę, bo zrobimy ognisko i będzie kolacja.
- Niema problemu, dziękujemy pani!
Z dobrymi wieściami udaliśmy się do reszty naszych przyjaciół, którzy siedzieli wokół kręgu przygotowanego na ognisko.
- Idziemy! – krzyknęła Christa
Wszyscy wstali i ruszyli w stronę ścieżki, tylko nie Gerry.
- Gee, a Ty? – zapytałem
- Ja na razie zostaje. Boli mnie coś noga. Odpocznę trochę, może potem do was dołączę
- To co poważnego?
- Nie, pewnie tylko nadwerężyłem, idź już Austin czeka.
To ostatnie ewidentnie było powiedziane złośliwe. Nie chce mi się także wierzyć w bajeczkę z bolącą nogą, ale to już jego sprawa. Nie będę go do niczego zmuszał. Podbiegłem do reszty i ruszyliśmy w stronę lasu.
 ***
- 15:5 – krzyknąłem dotychczas owy wynik meczu, którego byłem sędzią.
Od razu jak się pojawiliśmy, wybrane zostały składy drużyn. Była nas nieparzysta liczba, więc od razu oczywiście z wielkim bólem serca, zdecydowałem, że to ja będę siedział i liczył punkty. 
Wygrywała drużyna mojej siostrzyczki, w której składzie był Austin, Aaron, Alicia i Ray.
Atmosfera była świetna. Na początku trochę obawiałem się wtargnięcia pomiędzy kolegów Austina, ale chłopaki byli bardzo otwarci i od razu zaczęli traktować nas jak starych, dobrych znajomych. Po moich przyjaciołach, również widać było, że się dobrze czują w ich towarzystwie, a dowodem może być chociażby to, że po parunastu minutach Lyn-z z Jamią zaczęły się zachowywać tak jak to mają w zwyczaju czyli pełno pocałunków i czasem jakieś dwuznaczne wypowiedzi. Na początku chłopaki myśleli, że one tak czysto po „przyjacielsku”, jednak one szybko wyprowadziły ich z błędu.
- A szkoda, bo Jamia, jesteś naprawdę bardzo ładna – powiedział kokieteryjnie Phil
- I cała moja – odpowiedziała tryumfalnie Lindsay
- Pasujecie do siebie - podsumował Austin
Dalsze rozmowy odbywały się w równie miłej tonacji. Okazało się, że mamy przyjemność spędzać to popołudnie z całym składem zespołu Of Mice & Men. Oczywiście nie obyło się, od zaproszenia nas na niedzielny koncert.
- 24:10, piłka meczowa – krzyknąłem
Teraz serwował Austin. Podczas tego meczu, jeszcze nikomu nie udało się przyjąć jego serwu. Z wielką przyjemnością mi się go obserwowało. To w jaki sposób napinał mięśnie, podrzucał piłkę i ją odbijał był idealny. Mógłbym tak na niego patrzeć cały dzień, a i tak było by to dla mnie za mało. Nie ma co się oszukiwać Austin nie perfekcyjny. Nie mówię, że się w nim zadurzyłem. To tylko moje obserwacje. Nic więcej, na razie....
Z moich przemyśleń wyrwał mnie wibrujący telefon. Spojrzawszy na ekran, zobaczyłem, że dostałem wiadomość od Gerarda
„Niedługo zaczynamy ognisko, wracajcie lepiej”
- My już chyba musimy lecieć – powiedziałem tak, aby moi towarzysze mnie usłyszeli – Gee napisał, że niedługo zaczyna się ognisko.
- A przyjdziecie jeszcze? – spytał się mnie Austin
- Raczej nie, mamy pełnić warty przy ognisku i mieliśmy plan nie spać przez całą noc.
- A my do was możemy przyjść? Chętnie zjadłbym pieczony chleb – uśmiechnął się chłopak.
Jego uśmiech też jest perfekcyjny. Dobry boże, za jakie grzechy....
- Możecie tak przed północą przyjść, pani Janet nie będzie miała nic przeciwko, a my wtedy zaczynamy nasze warty, więc reszta klasy pewnie już w namiotach będzie
- W takim razie do zobaczenia – puścił mi oko i odszedł, w kierunku swojego namiotu.
Gdy się oddalał, to jeszcze chwilę go obserwowałem. Niewątpliwe był bardzo wysoki. Znaczy dla kogoś o tak karłowatym wzroście jak mój. Dzisiaj ubrany był w czerwoną koszulkę bez rękawów, z wyciętym dekoltem, czarne dopasowane rurki i Conversy tego samego koloru. Fryzura ułożona w artystyczny nieład dodawała mu zadziorności. A ja jak zaraz nie opanuję swojej zbyt daleko pędzącej wyobraźni to się walnę w ten pusty łeb. No Frank nie ma co, ledwo co się po jednym chłopaku pozbierałeś, a już myślisz o innym, zresztą tym, który był twoim pocieszycielem. Muszę się powstrzymywać.
- Zamknij usta, bo zaraz Ci ślinka pocieknie braciszku
Lyn-z zawsze znajdzie się w dobrym miejscu i czasie, żeby mogła sobie ze mnie później żartować.
- Nie przesadzaj
- Ja przesadzam? To ty masz wzrok jakbyś chciał go rozebrać tu, na miejscu
Przewróciłem oczami. Kobiety, to jednak mają zbyt bujną wyobraźnię.
- Dobra nie gadajmy o tym tutaj
- W czasie ogniska Cię w takim razie porwę
- No to może Ci się nie udać, bo chłopaki przyjdą
- Już się umówiliście? Ale to fajnie, polubiłam ich, może być wesoło – po tych słowach pocałowała mnie w policzek i dogoniła dziewczyny. Ja szedłem z tyłu podziwiając piękno lasu.
***
- Ray, idioto przestań! – krzyknęła Christa
Po naszym powrocie, okazało się, że ognisko rozpocznie się dopiero za godzinę, więc spokojnie mogliśmy jeszcze grać chłopakami w siatkówkę. Gerard tylko niepotrzebnie wywołał alarm. Mieliśmy czas wolny, który każdy pożytkował jak chciał. Większość chłopaków grała w  piłkę nożną, wykorzystując kilka gałązek jako bramki. Parę osób siedziało w namiotach, a reszta poszła do sklepu, który był bardzo blisko. Moi przyjaciele postanowili skorzystać z jeziora i wygłupiali się w wodzie. Na początku weszli tam tylko Ray, Bob, Alicia, ale później dzięki sile perswazji reszta dziewczyn i Mikes dołączyli do nich. Ja siedziałem na plaży i obserwowałem jak Ray podtapia Christe. Dziwię się, że ona jeszcze się nie zorientowała, że chłopak ją podrywa. Przecież to widać gołym okiem. Flirtujący Ray zachowuje się jak mały chłopiec, co moim zdaniem jest nawet urocze. No może pomijając zdarzenie, kiedy włożył sobie cukierka do nosa.
- Jak z dziećmi – usłyszałem za swoimi plecami głos Gerarda.
- Słodcy są
- Może i tak, ale nie mogą tego załatwić w normalniejszy sposób, przecież są w liceum, zaprosił by ją na rankę czy coś, a nie urządza jakieś podchody.
- Taki mądry jesteś? A ty zaprosiłeś gdzieś Mary? – wyrwało mi się
- A co to ma za znaczenie? Ale jeśli chcesz wiedzieć to jeszcze nie, zrobię to jak wrócimy – powiedział to w taki sposób, by zaakcentować drugą cześć swojej wypowiedzi
Zrobiło mi się trochę głupio, bo przecież nie chciałem się już z nim kłócić o takie rzeczy. Miałem sobie odpuścić. Pójść za radą Lindsay.
- Przepraszam, wymsknęło mi się. Jak twoja noga?
- Jaka no... A no tak, już lepiej dzięki
A nie mówiłem, że ściemniał
- Gee, po co mnie kłamiesz, czemu po prostu nie powiedziałeś, że nie chcesz iść z nami?
- Naprawdę mnie trochę bolała – po jego minie zauważyłem, że się speszył – poza tym po co miałbym tam iść
- Poznałbyś kolegów Austina, są naprawdę super, a w ogóle to i tak będziesz miał okazję ich poznać, bo przyjdą do nas około północy
- Ale jak to przyjdą? – po głosie wyczułem, że był lekko zdenerwowany
- No zaprosiliśmy ich
- Widzę, że już kompletnie szans przy nim nie mam – burknął, po czym wstał i szybkim krokiem udał się w stronę namiotów. Poszedłem w jego ślady i go dogoniłem
- O czym ty mówisz? Przy kim szans nie masz?
- Nie udawaj, przy Austinie, a przy kim?
- Dalej nie rozumiem, co on takiego robi?
- Zabiera mi Cię! To mi się kiedyś zwierzałeś, to ze mną gadałeś w nocy przez smsy, a teraz nawet kiedy razem w pokoju jesteśmy, ba nawet w jednym łóżku śpimy, to ty i tak ze mną zamienisz tylko parę słów, bo masz cały czas telefon w ręce. Myślałem, że teraz jak na biwak pojedziemy to będzie inaczej, ale nie bo Austin jest wszędzie.
- Po pierwsze to się uspokój. Nikt mnie Tobie nie zabiera. Cały czas tu jestem, również dla Ciebie. A poza tym jeśli chciałbyś ze mną porozmawiać, to czemu nie zagadałeś? Odłożyłbym telefon. Nie raz mówiłem Ci ile dla mnie znaczysz. Nie bez powodu wiesz o mnie wszystko, no może prawie – to ostatnie powiedziałem prawie że szeptem – Zawsze możesz mi wszystko powiedzieć i nikt nie zmieni mojego stosunku do twojej osoby, zawsze będziesz moim przyjacielem – po tych słowach rzuciłem się mu na szyję. Od jego ciała biło przyjemne ciepło, które mógłbym czuć przy sobie każdego dnia. Powoli już oswoiłem się z myślą, że Gerard jest
 ***
Tylko moim przyjacielem. Czuję się z tym coraz lepiej. Podjąłem dobrą decyzję, jedyną rzeczą, której żałuję, to to że nie podjąłem walki i nie powiedziałem mu o swoich prawdziwych uczuciach. W czasie, kiedy w myślach karciłem się, za swoją głupotę, Gerard odwzajemnił uścisk, mocniej mnie do siebie przyciągając. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, wymieniliśmy uśmiechami i poszliśmy do miejsca, które przygotowane było pod ognisko.
- Chłopcy jak dobrze, że jesteście – zawołała pani Janet – musicie mi pomóc, proszę rozpalcie ogień.
- A ma Pani chociaż zapałki? – zapytałem
- Oczywiście, że tak, leżą na stoliku, obok chleba, weźcie je sobie
Gerard zabrał zapałki, a ja poszedłem po parę gałązek na rozpałkę. Jestem naprawdę ciekawy czy nam to wyjdzie. Żaden z nasz wcześniej nie miał do czynienia z rozpalaniem ogniska, jedynie co to widzieliśmy to w programach telewizyjny. Wygląda na to że właśnie z nich będziemy musieli czerpać naszą wiedzę.
- Słabo to widzę – odparł Gee
- Oj nie przesadzaj, nam nie wyjdzie?
Ułożyłem gałązki w taki stosik jak na filmach i zabrałem od chłopaka zapałkę, po czym ją odpaliłem.
- Chyba nie wystarczy jej tam po prostu wrzucić
- Sherlocku, ja wiem co robię. Wiem, że wziąłeś ze sobą szkicownik. Wyrwij z niego jakiś nieudany rysunek, to będziemy mieli podpałkę.
Gerry niechętnie wstał i poszedł po szkicownik. Ja w tym czasie męczyłem się nad próbą rozpalenia ogniska. Trzy zmarnowane zapałki później pojawił się mój przyjaciel z 3 zgniecionymi kartkami.
- Zabrałem jeszcze zapalniczkę, na wypadek, gdyby zapałki się skończyły – rzekł złośliwie
- Dobra, dobra daj kartki
Odpaliłem kolejny mały patyczek i ustawiłem nad niego papier, który bardzo szybko „złapał” ogień. Szybko rzuciłem go na stosik licząc, że w końcu mi się uda.
- Chyba Ci maluchu wyszło .
Jedna gałązka „przejęła” płomienie i przekazała je kolejnym. Małe ognisko już się pało. Teraz tylko pilnować, żeby nie zgasło
***
Wokół ogniska cały czas panował szum. Cała klasa usiadła na pieńkach wokół ognia. Każdy coś jadł, gadał, śmiał się. Pierwszy raz nasza klasa była tak zjednoczona. Nie widoczne były podziały. W trakcie tej naszej „kolacji” Ray przyniósł gitarę i wtedy zaczęła się zabawa. Okazało się, że każdy zna kawałek jakiejś piosnki, którą grał chłopak. A zaznaczyć muszę, że były to piosenki biesiadne. Mogę się założyć, że w normalnych okolicznościach nikt by się nie przyznał, że je zna. Panowała już ciemność. Zbliżała się 23:30 i powoli wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich namiotów. Pani Martinez już dawno udała się na spoczynek, uprzedzając nas jedynie, żebyśmy pilnowali rowerów, poza tym możemy siedzieć ile chcemy. I taki był plan. Dzisiaj całą noc nie śpimy. Jutro już wracamy do domów, więc wtedy odeśpimy. Nagle poczułem jak ktoś zakrywa mi oczy dłońmi.
- Zgadnij kto? – usłyszałem za prawym uchem melodyjny głos, który owiał mój kark
- Austin nie wygłupiaj się
Odwróciłem się do chłopaka i ujrzałem jego piękny, szeroki uśmiech, który lśnił w półmroku.
Po chwili dostrzegłem również Tino, Aarona i Phila. Phil miał w ręce gitarę, a Tino reklamówkę.
- Pomyśleliśmy o rozrywce, jednak widzę, że już ją macie – odparł Aaron, spoglądając na Raya – ale za to przynieśliśmy coś na rozluźnienie – wskazał na przeźroczystą reklamówkę, z której wystawały puszki z piwem. Tino rozdał każdemu po dwa „napoje” i zajął miejsce koło Boba. Teraz kiedy już wszyscy siedzieliśmy, zabawa mogła się zacząć.
- A podobno nie chciałeś mnie demoralizować – powiedziałem do Austina, znacząco spoglądając na alkohol.
- Dlatego ty nie dostaniesz – odparł pokazując uroczo język i zabrał mi puszkę z ręki
- Ej no
- Jedno Ci wystarczy – odrzekł, po czym zaczął je sączyć.
- To może coś zagramy jak mamy dwie gitary? – zaproponował Phil
- Ja na razie pasuje, ale może wy zrobilibyście nam mały koncert, no wiecie taki przedsmak przed niedzielą
- Tak, to świetny pomył – odpowiedziałem
- To nas pierwszy akustyczny koncert panowie – powiedział uśmiechnięty Austin
Ten człowiek jest niesamowity. Ilekroć z nim rozmawiam od razu się uśmiecham. Jego pozytywne nastawienie mi się udziela, a gdy tylko na niego spojrzę, kiedy się uśmiecha, to automatycznie moje usta są już wygięte w wielki łuk
 ***
Chłopaki grali dla nas dobre pół godziny. Głównie to śpiewał Aaron, ale było też parę piosenek, które należały do Austina. Wsłuchując się w jego barwny, męski głos zatracałem się w nim. W oddali słyszałem delikatne dźwięki gitary, ale na pierwszym planie był tylko on i ja. Czułem się, tak jakby śpiewał dla mnie. Tylko dla mnie. To było coś niesamowitego. Ich utwory był perfekcyjne. Teksty i melodie idealnie ze sobą współgrały. Gdyby zmienić choćby jedną nutę w linii melodycznej, wszystko by runęło.
- Po tym, to na pewno przyjdziemy na koncert – powiedziała Lyn-z
-A kiedy i gdzie gracie – wtrącił się nagle Gerard, który pojawił się znikąd. Kompletnie nie zauważyłem kiedy wyszedł.
- W niedziele, Frank ma adres, zapraszamy – odpowiedział mu bardzo mile Austin
Gee usiadł bezpośrednio naprzeciwko nas.
- Może się zjawię – po tonie jego głosu poznałem, że starał się być równie uprzejmy jak Austin. Starał się i to ważne. Poniekąd rozumiałem jego obawy, bo tak samo czułem się jak to on był z Mary.
Atmosfera z każdą chwilą robiła się coraz lepsza. Wszyscy byli zabsorbowani rozmową o muzyce, którą każdy z nas kocha. Ray opowiadał różne ciekawostki na temat zespołów. Po chwili Tino rozmawiał już z Bobem na temat perkusji, Aaron, Alicia i Mikey dyskutowali na temat basów a Phil z Rayem, Lyn-z i Jamią mówili o gitarach. Co chwila ktoś się śmiał. Jedynie Gerard siedział sam i patrzył w ogień.
- Frank, nie chciałbyś się może przejść? – zapytał Austin
- Z chęcią
Wstaliśmy i ramię w ramię wyruszyliśmy przed siebie.
Noc była piękna. Cisza, jaką owiany był las, przerywana była szelestem drzew, spowodowanym przez delikatny wiatr. Na bezchmurnym niebie zaobserwować można było wszystkie gwiazdozbiory. Droga jaką szliśmy była usypana piaskiem. Po naszej lewej stronie rozciągało się spokojne jezioro, w którym odbijało się światło księżyca. Wszystko wyglądało jak z najromantyczniejszego filmu prosto z Hollywood.
- Ale tu pięknie – przerwał ciszę Austin – Frank ja chciałbym z Tobą poważnie porozmawiać.
Przystanął i spojrzał na mnie
- Odkąd Cię poznałem, nie mogę przestać o Tobie myśleć. Z początku myślałam, że to tylko wyrzuty sumienia mną targają, ale przez te dwa dni kiedy ze sobą pisaliśmy zrozumiałem że naprawdę Cię lubię i w pewien sposób przywiązałem się do twojej osoby. Dlatego chciałbym Ci powiedzieć to już teraz. Frank bo wiesz... ja jestem gejem. Za nim coś powiesz, zrozumiem jeśli teraz uciekniesz albo sam nie wiem co, po prostu chciałem Cię wcześniej uprzedzić, bo nie chciałbym żeby w naszej znajomości były jakieś niedopowiedzenia.
Jestem pod wielkim wrażeniem. Chłopak zna mnie od 5 dni i mówi mi o swojej orientacji seksualnej. Muszę się jednak z nim zgodzić. Ja również się do niego przywiązałem. Jeszcze na nikogo tak szybko się nie otworzyłem jak na niego. Już po pierwszym dniu znajomości opowiedziałem mu o swoich problemach. Wydaje mi się, że spowodowane jest to aurą, jaką Austin „rozsiewa” wokół siebie. Przy nim czuję się bezpiecznie. Jakbym znał go od zawsze i mógł powiedzieć wszystko. Skoro on się na to zdobył to czemu ja nie mogę?
- Austin bo wiesz.. to znaczy bardzo się cieszę, że mi ufasz i mówisz o tym. Ja również Cię lubię dlatego też powiem Ci prawdę, też jestem gejem – odpowiedziałem z powagą w głosie
- Domyślałem się – odparł chłopak mierzwiąc moje włosy
- Ale jak to? – zapytałem zaskoczony – po czym?
- Po pierwsze to w jaki sposób patrzyłeś na Gerarda, pod sklepem, kiedy szedł ze swoją dziewczyną. To nie był tylko wzrok zazdrosnego przyjaciela, a poza tym raz kiedy pisaliśmy, widziałem jak starasz się nie ujawnić płci tej osoby, a gdybyś był hetero otwarcie przyznałbyś się, że to dziewczyna
- No to sobie wyjaśniliśmy. A ktoś poza mną wie, że wolisz chłopców?
- Tylko chłopaki z zespołu, a w twoim gronie?
- Lyn-z i Jamia, reszcie powiem, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila
- Boisz się ich reakcji? – zapytał z troską
- Trochę tak, znaczy niby mówili że są tolerancyjni, ale jednak obawiam się, co powiedzą, kiedy to ktoś z ich bliskiego towarzystwa okaże się „inny”
- Nie wydaje mi się, żeby Cię odrzucili. Wydajecie się być ze sobą bardzo zżyci. Jak rodzina.
- Być może masz racje, ale jednak wolę poczekać. Wracajmy już proszę, zrobiło mi się trochę zimno.
Gdy to powiedziałem, Austin zdjął z siebie swoją czarną bluzę i zarzucił ją na moje barki.
- Ale teraz Tobie będzie zimno
- No coś ty, ja gorący chłopak jestem – puścił mi oczko

Po tych słowach chłopak, chwalił mi się tandetnymi tekstami na podryw. Co jeden to lepszy. Ze śmiechu do oczu napłynęły mi łzy i nim się obejrzałem byliśmy już z powrotem przy ognisku. Gdy „przejeżdżałem” wzrokiem po wszystkich moja uwaga zatrzymała się mimowolnie przy Gerardzie. Mimo odległości jaka nas dzieliła, czułem jego wzrok na sobie. Odwróciłem głowę i szedłem dalej w kierunku pieńka, na którym siedział już Austin. Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem jego wzrok pełen radości i sympatii. Poprawiłem jego bluzę, na swoich ramionach i wtedy poczułem jego zapach. Tak to była dobra decyzja.  

sobota, 12 kwietnia 2014

To The End - One Shot

Wracam do was z nowym shotem. Jednak od razu zaznaczam - nie jest on mój. Napisała go jednak z najcudowniejszych osób jakie znam i którą mam przyjemność nazywać moją najlepszą przyjaciółką. Pozwoliła mi go tu udostępnić, bo sama się boi. Moim zdaniem zupełnie nie ma czego bo to krótkie opowiadanie jest piękne, i właśnie tu pojawia się moja wielka prośba do osób, które to przeczytają. Proszę zostawcie komentarz ze swoją opinią. To dla mnie bardzo ważne, żeby pokazać jej że warto udostępniać jej twórczość. A co do Are you thinking of me to powinien pojawić się w przeciągu najbliższego tygodnia może dwóch. Kocham was i czekam na komentarze ;*


-Przyjadę o 20. Idziemy na imprezę! - Szybko wysyłam wiadomość i odrzucam telefon na łóżko. idę do łazienki, myję się, maluję, ubieram. Uśmiecham się do lustra. Patrzę na zegarek. 19:42. Już czas. Biorę telefon i kluczyki.
- Na razie - wołam w przestrzeń. i wychodzę. Wsiadam do samochodu. Zapalam. Ruszam. Jest wiosenny wieczór. Powoli zaczyna się ściemniać. Jadę przez centrum, w stronę małej spokojnej dzielnicy. W końcu docieram do celu. Na ganku niewielkiego domku czeka już frank. Wsiada do samochodu. Wita się zw mną długim pocałunkiem. 
- Cześć kochanie - mówi. Uśmiecham się - Gdzie jedziemy? 
- Na imprezę - odpowiadam. Ruszam.Wywraca oczami i patrzy na mnie wyczekująco. Milczę.
- Gerard - zachęca. Kręcę głową - Czy ty zawsze musisz być taki tajemniczy?! - nie wytrzymuje. Wzruszam ramionami.
- Nie wiem no, idziemy do klubu, nic specjalnego - lituję się nad nim.
- Nie znoszę Cię 
- Szkoda, bo ja Cię kocham - Śmieję się.
- Głupku ja Ciebie też kocham, ale mnie cholernie wkurzasz czasem.
Zatrzymuję samochód na parkingu przed klubem. Nachylam się do Franka. Całuję go.
- Chodź - mruczę i wysiadam. Szarmancko otwieram mu drzwi, na co on tylko wywraca oczami - No już, nie gniewaj się, chciałem tylko się trochę zabawić. 
- Ale mógłbyś czasem mnie informować o swoich planach! - odpowiada, ale wiem, że złość już mu przeszła. Cmokam go w policzek. 
- Kocham Cię - szepczę raz jeszcze.
Wchodzimy do klubu. Od progu ogłusza nas głośna muzyka. Przedzierając się przez tłumy ludzi, docieramy do baru. Zamawiamy po drinku. Wypijam swojego w dwóch łykach. Proszę o jeszcze jednego. I jeszcze. Siedem drinków później idziemy zatańczyć. Podskakujemy do rytmu, śmiejemy się, całujemy. Numer się kończy. Wracamy do baru. Trzy łyki później jestem już zalany. Robi mu się gorąco. Gdy patrze na Franka, spodnie stają się dziwnie ciasne. Nachylam się do niego i dyskretnie wskazuję na swoje krocze. 
- Proszę... - szepczę.
Śmieje się. Łapie mnie za rękę. Idziemy do łazienki na szybki numerek. Dziewięć pchnięć później jest po wszystkim. Zadowoleni wychodzimy z klubu na papierosa. Palimy cicho chichocząc. Co chwila się całujemy. 
- Kocham Cię - powtarzam znowu.
- Ja Ciebie też - odpowiada - Wracajmy do domu -prosi. Zgadzam się. Prowadzę go do samochodu. Cztery rysy na karoserii później trafiam w końcu kluczykiem i otwieram drzwi. Wsiadamy. Śmiejemy się. Całujemy. Ruszam. Jest już ciemna noc. Ulice są puste. Jadę szybko. Coraz szybciej. Z szybko, Noga osuwa mi się z gazu na hamulec. Gwałtownie stajemy. Drżę. Zdejmuję ręce z kierownicy, wycieram je o spodnie. Patrzę na Franka. Boi się. Ja też się boję. Trzeźwieję chyba. 
- Będzie dobrze- szepczę - Już blisko. Ponownie chwytam kierownicę. Ruszam. Powoli. Gdy trochę się uspokajam, przyspieszam. Znowu za szybko. Znowu szaleję. 
- Gerard!! - słyszę tylko i samochód przejmuje nad nami kontrolę. Tracę panowanie nad kierownicą. Ręka mi się obsuwa. Skręcamy gwałtownie. Wpadamy na barierki. Rozwalamy je. Spadamy. 
- Gerard!!
- Wybacz mi.
Rozbijamy się
- Kocham Cię!!!!!!!
Coś mnie przygniata. Samochód. Szyby się potłukły. Rozcinają mi twarz. Poduszki powietrzne boleśnie mnie obijają. Ale krzyczę, nie mogę się poddać. 
- FRANK! BŁAGAM, SŁYSZYSZ MNIE?!
Nie widzę go. Nic nie widzę. Nie słyszę.
- FRANK! - dyszę z trudem. 
Coś mnie zgniata, wciąż coś mnie zgniata. Jęk. Słyszę jęk.
- FRANK!?!
Jęczy. Wciąż jęczy. Nic tylko jęczy. Umieramy. Czuję to. Czuję ból. Smak krwi. Cierpienie. Śmierć. I te jęki. Te przeraźliwe jęki. 
Frank - kwilę. Płaczę - CHOLERA, KURWA JASNA FRANK!!!! KOCHAM CIĘ!!!!! 
Trzynaście krzyków później nareszcie się odzywa .
- Gee - mówi chyba. Sapie, dyszy. Nie wiem czy sobie tego nie wymyśliłem.
- Frank?!
Nic nie odpowiada. Nie jęczy. Już nawet nie jęczy. Modlę się o jeszcze jeden przeszywający odgłos bólu. Nic nie słyszę. Umarł. Zabiłem go.