poniedziałek, 27 stycznia 2014

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 3

Kolejny rozdział. Nie wnosi on zbytnio nic do fabuły, ale jest potrzebny do późniejszych wydarzeń. Miłego czytania! :) 

Ta noc była dla mnie trudna. Co chwila się budziłem. Słyszałem najmniejszy szelest za oknem oraz chrapanie Boba na dole. Od 4 nie mogłem ponownie usnąć. Długo leżałem, patrzyłem w sufit i myślałem. Począwszy od mojego wczorajszego wypadku. Muszę przyznać, że ten Austin był bardzo intrygujący. Po jego wyglądzie wywnioskowałem że nie mógł mieć więcej niż 20 lat. Rękę pokrytą miał tatuażami. Z tego co zdążyłem się przyjrzeć głównym motywem było morze. Zapewne wybranie takiego wzoru wiązało się pewną historią, tak jak moje HALLOWEEN na palcach czy NJ na wewnętrznej stronie wargi. Każdy tatuaż ma swoją tajemnicę. Chętnie spotkałbym się z Austinem ponownie. Chciałbym go lepiej poznać. Wydał mi się bardzo miły i przyjacielski. Cóż po naszym powrocie chyba skorzystam z tego skrawka papieru, który jest w moich spodniach. Kiedy tak leżałem, przyjrzałem się naszemu pokojowi. Na lewo od wejścia stała pusta szafa. Na wprost drzwi znajdowało się nasze łóżko, obok którego po obu stronach stały małe szafeczki z lampkami nocnymi. Nad naszymi głowami było wielkie okno z widokiem na plażę. Jak na dwie osoby jest to duży pokój. Leżałem tak dalej, kiedy łóżko zaskrzypiało. Myślałem, że może Gee w końcu się obudził. Jednak on tylko zmieniał bok, obracając się w moim kierunku. Uśmiechnąłem się na ten widok. Śpiący Gerard jest rozczulający. Wysunąłem telefon spod poduszki. Było po 5. Wstałem cicho z łóżka, zabrałem świeże ubrania z torby i poszedłem pod prysznic. Chłodna woda oblała moje ciało i poczułem przyjemny dreszcz. To jest chyba najlepsza część poranków. Kiedy woda zmywa z Ciebie wspomnienia minionej nocy, a koszmary odchodzą w zapomnienie. Umyłem sobie jeszcze włosy i wyszedłem z kabiny, obok której stała szafka, na której położyłem swój ręcznik i ubrania.
Owinąłem materiał wokół bioder i podszedłem do umywalki by umyć zęby. Nad zlewem wisiało lustro ukazujące dość straszny dla mnie widok. Byłem bardzo blady i miałem sińce pod oczami. Nie wyglądałem zbyt atrakcyjnie, ale cóż nic nie poradzę. Ubrałem się, wysuszyłem włosy i wyszedłem z łazienki. Kiedy wróciłem do pokoju Gerard jeszcze spał. Ten to ma mocny sen. Zabrałem z szafki telefon. Jedna nieodebrana wiadomość od Lyn-z:
"Śpisz?" – wysłała to jakieś 30 minut wcześniej
"Nie, miałem ciężką noc, w przeciwieństwie do chłopaków, nawet teraz słyszę Boba ;)" – odpisałem i włożyłem telefon do tylnej kieszeni spodni. Z kurtki wyciągnąłem swój odtwarzać, kiedy poczułem wibracje
"To chodź do nas, drzwi od tarasu są otwarte"
Nic nie odpisałem, tylko włożyłem telefon z powrotem do kieszeni i ruszyłem ku domkowi dziewczyn. Mieszkały obok nas więc, wystarczyło tylko przejść przed nasz ogródek i już byłem u nich. Tak jak Lyn-z napisała drzwi były otwarte na oścież.
- Nie boicie się, że ktoś was ukradnie – powiedziałem przekraczając próg
- A spróbowałby ktoś – krzyknęła ze swojego pokoju Alicia.
- A tak naprawdę to otworzyłyśmy je dopiero jak tu przyszłyśmy, napijesz się czegoś? – zapytała Jamia
- Kawy jeśli macie
- Przyjechaliśmy tu z twoją siostrą ona ma wszystko – po tych słowach wszyscy zaczęliśmy się śmiać
-Słyszałam! – krzyknęła Lyn-z schodząc po schodach
To prawda, moja siostrzyczka choćby wyjeżdżała tylko na weekend to musi mieć wszystko na zapas. Nawet na ten wyjazd choć, miał trwać 5 dni to ona zabrała 10 koszulek i 2 piżamy. Do tego babcia narobiła nam jeszcze ciastek, których Lyn-z zabroniła mi jeść w domu, bo na wyjazd nie starczy. Wszystkiego wzięła za naszą dwójkę, ale na pewno niczego nam nie zabraknie.
Jamia zrobiła wszystkim po dzbanku kawy i postawiła na stoliku koło kanapy i foteli. Ich domek urządzony był identycznie do naszego. Jedyną różnicą było obicie foteli u dziewczyn, ponieważ było w bladoróżowe kwiatki.
- Znalazłam! – krzyknęła Alicia wychodząc z pokoju
- Czego szukała? – zapytałem Christy
- Kart. Chciałyśmy wczoraj pograć ale Alicia nie wiedziała gdzie je schowała
- Ale już mam i możemy zagrać – uśmiechnęła się do nas szeroko
Kiedy zaczęliśmy grać czas leciał nam bardzo szybko. Dziewczyny wymyślały o chwila to nową grę. Zanim się obejrzeliśmy musieliśmy już się zbierać i iść na śniadanie. Gdy byliśmy już na zewnątrz a Kate zamykała drzwi z domku obok wyłonili się chłopcy.
- To u dziewczyn się schowałeś – powiedział Gee
- W spaliście to poszedłem do nich
Po tych słowach wszyscy razem ruszyliśmy w stronę stołówki. Była piękna pogoda. Bezchmurne niebo i dość wysoka temperatura dawały nam dzisiaj szansę na spędzenie czasu na łonie przyrody. Kiedy doszliśmy do restauracji zauważyliśmy, że nasza klasa już jest w środku. Dołączyliśmy do nich. Na śniadanie mieliśmy podobny wybór co wczoraj na kolację. Poza tym były również naleśniki, które ubóstwiałem. Usiedliśmy do naszego stołu i zaczęliśmy posiłek.
- Cześć dzieciaczki – dosiadła się do nas pani Janet
- Dzień Dobry – rzekliśmy chórem
- W porządku – zaczęła Lyn-z
- A wy chłopcy, wyspaliście się?
- Jak nigdy- powiedział Ray po przełknięciu tego co miał w ustach
- Proszę pani jakie będziemy mieć zajęcia? – zapytała Christa
- Mamy tak ładną pogodę, że żal byłoby siedzieć w domkach czy świetlicy. Ustaliliśmy z opiekunami, że wy dzisiaj idziecie na kajaki, pomyślcie już jak się dobierzecie. Po śniadaniu mamy zbiórkę o 11:30 na plaży, smacznego! – powiedziała na odchodne
- Ustalimy wszystko u was w domku po śniadaniu – rzekła Lyn-z i nikt nie ważył się jej sprzeciwić. Moja siostra bardzo często miewała przywódcze zapędy, ale pasowało to do niej. Przynajmniej mieliśmy zawsze jakiś plan.

Po skończonym śniadaniu grupą poszliśmy do naszego domku. Dziewczyny usiadły ściśnięte na kanapie, Gerard w fotelu, ja na podłokietniku obok Gee, Ray w drugim fotelu a Mikey i Bob stali oparci o meble.
- Musimy dobrać się tak żeby słabsi byli z silniejszymi, czyli najlepiej dziewczyna-chłopak – powiedziała Lyn-z – ale ja jestem z Jamią
Na jej słowa na ustach każdego z nas pojawił si uśmiech. Wszyscy wiedzieliśmy jak dziewczyny są ze sobą szczęśliwe. I na szczęście ich związek nie wzbudzał jakiś kontrowersji. Parę osób było tym zdegustowane, bo nie da się ukryć obrzydzonego wzroku na widok całujących się dziewczyn. W większości jednak przeszkadzało to tylko tym plastikom z naszej klasy, bo chłopaki byli wręcz wniebowzięci. Nigdy nie mogłem pojąć co takiego kręci chłopaków w obrazku dwóch całujących się kobiet. To przecież nic specjalnego, ale kiedy to już faceci okazują sobie uczucie w miejscu publicznym to spora część ludzi jest oburzonych. Co w tym złego że mężczyzna może kochać mężczyznę. Żyjemy w XXI wieku a niektórzy zachowują się jakby dalej było średniowiecze, a homoseksualizm czymś zakazanym. Życie jest niesprawiedliwe. Jednak każdy ma prawo do radości i miłości, pomimo swojej orientacji. Mam swoje zdanie na ten temat, jednak wątpię w to, że potrafiłbym stanąć tak przed ludźmi i powiedzieć o swoim homoseksualizmie. Na razie nie mam się czym przejmować i martwić, bo nie zapowiada się w najbliższym czasie abym poznał smak odwzajemnionego uczucia.
- To w takim razie ja jestem w Frankiem – usłyszałem głos Gerarda
- To ja z Alicią – powiedział Mikey.
Ray był z Christą a Bob z Kate. Po dobraniu się w pary Christa wyciągnęła aparat i zaczęła robić wszystkim zdjęcia. Ona zawsze miała przy sobie jakiś sprzęt fotograficzny, nawet jeśli był to tylko telefon. Pamiętam jak na urodziny zrobiła mi album z naszymi fotografiami. Bardzo mnie to wzruszyło. Oglądając zdjęcia wracają do nas różne wspomnienia, które gdzieś zanikły w pamięci. Album ten zajmuje specjalne miejsce w mojej szafce nocnej. Zawsze kiedy jest mi źle albo smutno przeglądam go i odkrywam na nowo. Za każdym razem dostrzegam w poszczególnych fotografiach nowy szczegół, bądź przypominam sobie coś nowego związanego z sytuacją kiedy było ono robione. Po sesji zdjęciowej dziewczyny poszły do siebie się przebrać. My zostaliśmy w salonie, tylko, że tym razem już każdy z nas wygodnie siedział.
- Pasuje Ci bracie, że płyniesz z Alicią, co? – po zadaniu tego pytania na ustach Gerarda pojawił się uśmiech
- ugh... no wiesz... znaczy to fajnie, że może nam się udać chwilę pogadać – Mikey zaczerwienił się jak burak. O tym, że bratu Gerarda podoba się Alicia wiem już od dłuższego czasu. Powiedział, mi to kiedyś jak wracaliśmy do jego domu. Gerard był wtedy chory, ich mama musiała wyjechać na delegację, a ja pomagałem Mikesowi w opiece nad jego starszym bratem. Gdy szliśmy ulicą Mikey był przygaszony, jednak wszystko diametralnie zmieniło się, kiedy podbiegła do nas Alicia. Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. Dziewczyna poszła na swój przystanek a ja otwarcie zapytałem chłopaka czy ona mu się podoba
- Frank, ale proszę nie mów Lyn-z, ona od razu będzie chciała mnie z nią zeswatać. Ja sam sobie poradzę.
- Nie powiem, nie bój się.
Od tamtej pory o tym dowiedział się także Gerard, Ray i Bob.
Chłopaki zaczęli gadać o dziewczynach a ja nie specjalnie ukrywając, że ten temat mnie wcale nie interesuje poszedłem na górę, do swojego pokoju. Czasami zastanawia mnie czy oni coś podejrzewają. W końcu bardzo rzadko udzielam się w rozmowach dotyczących dziewczyn a jeśli już to rozmawiamy tylko o naszych przyjaciółkach. Wiem za to, że akceptują gejów. Jednak nie chce im na razie nic mówić. Powiem jak przyjdzie na to odpowiednia pora. Wszedłem do pokoju i zdjąłem koszulkę. Zbliżała się już 11 i zaczęło być coraz goręcej. Jest dopiero czerwiec, ale temperatury są bardzo wysokie. Z torby wyciągnąłem koszulkę na szerokich ramionach z logiem Black Flag i spodenki do kolan. Na jeziorze będziemy w samo południe, więc może być bardzo ciepło, poza tym muszę wziąć również pod uwagę, że ma być mi wygodnie.
- Uwielbiam twoje tatuaże – usłyszałem nagle.
Obróciłem się i zobaczyłem w drzwiach pokoju Gerarda, który uważnie przyglądał się mojej wytatuowanej klatce piersiowej. Pomimo, że miałem dopiero 17 lat, moje ciało było już dość przyozdobione. Babcia nie miała nic przeciwko temu. Uważała, że skoro miałbym udać się do jakiegoś obskurnego miejsca, gdzie dziaraliby mnie jacyś podejrzani kolesie, to wolała, już sama ze mną pójść, do zwykłego zakładu, gdzie się zajmowali takimi rzeczami.
- Też je lubię – odparłem ,trochę skrępowany
- Jaskółki są naprawdę śliczne i artystyczne – ciągnął dalej temat
- Dla mnie oznaczają wolność i miłość. To jest moja interpretacja poważnych decyzji i uczuć. Pomimo że są razem, są dwie, to i tak są wolne. Mają wybór, w którą stronę lecieć. Ale zawsze wybierają siebie, ponieważ razem tylko razem czują się spełnione.
Popatrzyłem na Gee. Wydawał się analizować każde wypowiedziane przeze mnie słowo.
- Czyli uważasz, że prawdziwy związek opiera się na wolności ? –
- Jeśli kocha się tą drugą osobę, to robi się dla niej wszytko. Jeśli miałbym uszczęśliwić kogoś, kogo kocham, dając mu wolność, zrobiłbym to bez wahania mimo mojego bólu. Tak samo, jest w związku. Pomimo tego, że jest się razem, każdy powinien mieć własne zdanie i czuć się swobodnie z drugą osobą.
- Zgadzam się z tobą. Bycie sobą jest najważniejsze.
Założyłem na siebie świeżą koszulkę i udałem się do łazienki, by przebrać spodnie. Nie chciałem przebierać się przy Gee, zwłaszcza, jeśli tak mi się przygląda. To było dla mnie krępujące. Nie przepadałem za swoim ciałem, a szczególnie za wzrostem. Dlatego też chciałem mieć tatuaże. Pełniły one poniekąd funkcję maskującą. Kiedy ludzie dostrzegli tatuaże na ramionach to nie zwracali uwagi na wzrost czy zbyt damską budowę mojego ciała.

W pełni już ubrany wróciłem do pokoju i zastałem tam przebranego Gerarda.
- Niedługo mamy zbiórkę, chodźmy już – rzekł mój przyjaciel
- Już idę – chwyciłem jeszcze tylko ręcznik, butelkę wody i trochę drobnych pieniędzy na wszelki wypadek.
Na dole nikogo nie było. Chłopaki musieli już pójść na plażę. Gee poszedł ich śladem, a mi przypadło zamykanie domku. To najgorsze zajęcie, bo potem to ja muszę nosić klucz i martwić się czy go nie zgubiłem. W drodze na miejsce zbiórki, zauważyłem, że w tym samym kierunku zmierza również grupka pierwszoklasistów. Oby tylko nie mieli z nami kajaków.
Oczywiście moje przepuszczenia się sprawdziły i płyniemy z nimi.
- Przepraszamy was za to zamieszanie – zaczęła opiekunka pierwszaków, pani Johnson – mieliście mieć różne zajęcia. Jednak rowery wodne dotrą do ośrodka dopiero jutro, także dzisiaj wszyscy mamy kajaki, i od razu uprzedzam, wszystkie pary mają być wymieszane. Starsi z młodszymi. Razem z panem Harrisonem popłyniemy z wami. – kończąc do zdanie starała się do nas uśmiechnąć, jednak całkowicie jej to nie wyszło. Pani Patricia uczyła geografii, i nikt jej nie lubił. Starała się być miła, jednak całkowicie jej to nie wychodziła. A teraz jeszcze mówi jak mamy się dobrać na kajaki. Super. Wszystko popsuła.
- Wredna suka – prychnęła Lyn-z przechodząc obok mnie.
Wcale jej się nie dziwię, każdy z nas był zadowolony z tego jak się dobraliśmy.
Spojrzałem na Gerarda. Obok niego stała już jakaś farbowana brunetka z dość okazałym biustem i koszulką Nirvany. Jestem ciekaw czy zna choćby jedną ich piosenkę poza „Smells Like Teen Spirit”. Jeszcze do tego ten makijaż. Kolejny plastik starający się udawać kogoś kim nie jest. Ugh, od razu mnie odrzuca. Chociaż Gee wcale nie wygląda na zniesmaczonego, wręcz przeciwnie. Świetnie się bawi. Widać że rozmowa im się klei. Już tej dziuni nie lubię. Zazdrosny Frank się odzywa, cóż nic na to ni poradzę. Jestem zakochany i to chyba normalne.
Musze oderwać wzrok od tej dwójki, bo sam również muszę z kimś płynąc. Zobaczyłem, że pod drzewem stoi chudy chłopak, z burzą brązowych loków. Na nosie miał okulary. Ubrany był w białą koszulkę z krótkim rękawkiem i szare spodenki. Podszedłem do niego z uśmiechem.
- Hej, masz z kim płynąć?
- Yyy.. no nie
- No to już masz – puściłem mu oko – Mam na imię Frank
- Ben – odpowiedział
Ben wydawał się być całkiem fajny. Na pewno najlepszy z tych osób, które miałem do wyboru. Czy naprawdę klasy humanistyczne i artystyczne przyciągają same plastiki, których największym priorytetem jest makijaż.
- O popatrzcie Beniu znalazł kolegę – krzyknęła ta dziewczyna, z którą miał płynąć Gee i zaczęła się śmiać. Reszta osób jej zawtórowała. Co mnie zasmuciło na ustach mojego przyjaciela, również dostrzegłem wtedy uśmiech. Kto jak to, ale on wie jak to jest być nielubianym. Nieraz opowiadał mi, że przed gimnazjum miał tylko Raya. Nikt za nim nie przepadał bo wyróżniał się z tłumu i dopiero w liceum poznał ludzi takich jak on.
- Nie przejmuj się nimi – powiedziałem, kiedy Ben wrócił z wiosłami, po które go wysłałem,
- Nie przejmuję, nie specjalnie obchodzi mnie zdanie takich osób jak Mary.
- Powiem Ci tak, znam Cię od 5 min, i zamieniliśmy z 3 zdania a już wydajesz mi się bardziej wartościowy niż Mary i jej koleżanki – powiedziałem zupełnie szczerze
- Miło mi, że tak mówisz
Wtedy zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałem się, że Ben w swojej klasie jest wyrzutkiem, Przez to, że pochodzi z biedniejszej rodziny w klasie jest wykluczany. Wiem, również, że słucha muzyki podobnej do mojej. Myślę, że ta wycieczka nie będzie taka zła. 

niedziela, 19 stycznia 2014

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 2

Oto rozdział drugi. Miałam go dodać wcześniej ale koniec semestru :/

Jazda zleciała dość szybko, szczególnie kiedy Gerard zaczął się normalnie odzywać. Czasami naprawdę zachowuje się jak małe dziecko. Na szczęście byliśmy już blisko celu, bo Ray zaczął grać piosenki biesiadne. Na miejscu wypakowaliśmy nasze bagaże z autobusu i czekaliśmy na opiekunów, którzy przekażą nam klucze do domków. Ośrodek wydawał się całkiem fajny. Byliśmy nad jeziorem, więc mieli tu również plażę, z której mamy korzystać jeśli pogoda będzie sprzyjać. Staliśmy pod recepcją i widać było stąd także boisko do siatkówki, piłki nożnej oraz plac zabaw. Po chwili zza drzwi wyłoniła się pani Janet, trzymając w ręku koszyk z kluczami.
- Dostaliśmy 4 domki pięcioosobowe, a reszta to pokoje trzy, czteroosobowe i sześcioosobowe. Wolelibyśmy żeby to starsi mieli domki, pierwszaki wy za rok będziecie mieć fory, więc nawet mi tu nie jęczeć - Mówiąc to pani Martinez spojrzała na nas, bo widocznie pamiętała nasz zeszło roczny bunt - Mam nadziej, że już się dobraliście, bo nie chce mi się już sta, na początek drugie klasy - Dziewczynki wy pierwsze.
- My chcemy tą piątkę - krzyknęła moja siostra
-Dobrze Lyn-z, to w takim razie ty, Jamia, Alicia, Christa i Kate w domku nr 1 - w tym czasie pan Harris notował kto z kim i gdzie jest za kwaterowany. Drugi domek wzięły Ann, Caroline, Sophie, Sarah i Rose, które dla mnie był po prostu głupimi lalkami, gadającymi tylko o modzie i o tym jak to ich rodzice są bogaci. Niestety ale większość dziewczyn w naszej szkole takie było. Oczywiście wszystkim tym umięśnionym sportowcom to pasowało, mieli grono swoich fanek, przed którymi mogli się popisywać.
- No dobrze chłopcy teraz wy, jak zgaduję Gerard i ekipa razem - uśmiechnęła się do nas.
- Jak najbardziej- powiedział Gee
-No to wy macie 2 koło dziewczyn - podała Rayowi klucze i wskazała kierunek, w którym mieliśmy się udać. Droga do naszego domku prowadziła, przez alejkę wzdłuż, której rosły świerki. Romantycznie. Doszliśmy do naszego domku. Stał on w szeregu z dziesięcioma innymi. Z zewnątrz wydawał się całkiem przytulny, widać było, że jest dwupiętrowy. Weszliśmy do środka Po prawej stronie od drzwi znajdowało się pomieszczenie z trzema łóżkami. Bob, Ray i Mikey od razu zostawili tam swoje torby. Idąc dalej dostrzegłem wejście na taras, które było w dużym salonie z kanapą, fotelami oraz telewizorem. Były tam także, schody prowadzące na antresole, które najwyraźniej prowadziły do pokoju mojego i Gee. Zostawiłem bgaaże na dole i ruszyłem za Gerardem po schodach. Kiedy szedł przede mną po schodach mogłem popatrzeć na jego tyłek i moje przysiąść jest idealny. Po otworzeniu drzwi doznaliśmy sporego szoku.
- O kurwa - powiedzieliśmy jednocześnie
W pokoju stało sporych rozmiarów łoże małżeńskie przykryte czerwoną pościelą.
Oboje staliśmy w drzwiach nie ruszając się o krok, co chyba zmartwiło chłopaków
- A wy co ducha zobaczyliście - zapytał Mikey, stając za nami. Kiedy dostrzegł to co my wybuchł nie kontrolowanym śmichem - Nie no chłopaki ja wiedziałem że macie układy z panią Martinez, ale żeby załatwić sobie łóżko małżeńskie to zaszaleliście
- Stul pysk Mikey - wkurzył się Gee
- Żartuję przecież, zaraz powinni opiekunowie przyjść może jakoś to załatwicie.
Zeszliśmy na dół i czekaliśmy w naszym salonie. Ja wolałem wyjść. Zapewne byłem czerwony jak burak, nie chciałem, żeby chłopaki zaczęli mi dogadywać. Stałem na tarasie i podziwiałem widok, który był naprawdę piękny. Przede mną rozciągał się krajobraz na błękitne jezioro, pośród pagórków. Tereny te były w większości uprawne. Jadąc tu mijaliśmy same pola zbóż. Nasz ośrodek znajdował się koło pola kukurydzy, Obok którego był las. Muszę przyznać to naprawdę malownicze miejsce. Usiadłem na schodach , które prowadziły z kamiennego tarasu na ogródek. Przyglądałem się jakiemuś chłopczykowi, który bawił się w piasku na plaży. Wyglądał na szczęśliwego. Wokół niego walały się kolorowe foremki, które to co chwila brał do rączek i wykorzystywał do budowy zamku. Pamiętam jak razem z Lindsay byliśmy mali i chodziliśmy jeszcze z tatą na place zabaw. On zawsze starał się być przy nas. Jakby próbował nam zrekompensować brak mamy. Rzadko o niej wspominał, jednak w całym domu były jej zdjęcia. Są do teraz. Tak jak i jego. Dzień w którym go straciliśmy był chyba najgorszym w moim życiu. Mieliśmy wtedy 11 lat. Tata wracał z pracy. My jak zawsze po lekcjach szliśmy do domu, gdzie czekała na nas babcia z obiadem. Mieszkała z nami, pomagała tacie. Siedzieliśmy przy stole kiedy zadzwonił telefon. Pobiegłem go odebrać, ale babcia mnie ubiegła. Patrzyłem jak jej uśmiech znikał z twarzy, a w oczach pojawiały się łzy. Kiedy odłożyła słuchawkę, zaczęła głośno płakać, a ja nie wiedziałem co mam zrobić.
-Babciu wszystko będzie dobrze, co się stało?
Wtedy pojawiła się Lyn-z, również wypytując co się wydarzyło.
-Wasz tata... on... -
- Co z nim ?
-On n-nie żyje - gdy to powiedziała zaczęła jeszcze bardziej płakać.
Jednak to szloch Lindsay zapamiętam do końca życia. Nigdy nie lubiłem patrzeć, kiedy moja siostrzyczka płacze. Łzy leciały po jej policzkach. Ja jednak nie zapłakałem. Starałem się być silny dla nich, tata by tego chciał. Chciałby żebym teraz pomagał im w tych ciężkich chwilach. Okazało się że gdy wracał, to kierowca ciężarówki zjechał z swojego pasa i uderzył w auto taty. Nie udało się go urtować. Zginął na miejsu. Pogrzeb odbył się 3 dni później. Po nim siedziałem jeszcze na cmentarzu pare godzin. Potrzebowałem ciszy by porzegnać się z ojcem. Do tej pory przychodzę tam, by pomyśleć, porozmawiać z nim, wyżalić się. Czasem naprawdę czuję jakby był tam przy mnie. Myślę, że byłby z nas dumny. Ze mnie, Lynz. Na pewno wspierałby nas w każdej naszej decyzji, tak jak robi to babcia.
Po policzkach poleciały mi łzy, które natychmiast starłem, nie chciałem się rozklejać, teraz kiedy każdy może to zobaczyć. Nawet nie zorientowałem się kiedy ten mały chłopiec na którego patrzyłem odszedł. Wstałem ze schodów i chciałem wrócić do pomieszczenia, gdy w drzwiach dostrzegłem Gerarda, wpatrującego się we mnie.
-Płakałeś?
-Czemu tak myślisz?
-Masz czerwone oczy
- Wydaje Ci się
- Możliwe... Frankie przepraszam Cię, że tak krzyczałem
-Kiedy?
-Rano po wypadku, naprawdę prze straszyłem się, że coś Ci się stało, jesteś moim przyjacielem, martwię się o Ciebie - no właśnie szkoda, że tylko przyjacielem
-Nic się nie stało Gee, myślę, że gdyby to przytrafiło się Tobie, tak samo bym zareagował
- Dobrze jest mieć kogoś takiego jak ty Frank - po tych słowach mocno mnie do siebie przytulił.
- Gee a co z naszym łóżkiem? -
-Rozmawiałem z panem Harrisem, nic się nie da zrobić, ale w sumie jest duże pomieścimy się - puścił do mnie oko i obdarował najpiękniejszym uśmiechem jakim mógł. Może i nie jesteśmy razem, ale nawet jako przyjaciel mnie uszczęśliwia, i nie oddałbym nic za to jak jest teraz.
- Wejdźmy do środka, trzeba się rozpakować, zaraz kolacja


-Po kolacji przyjdziecie do recepcji, przekażemy wam wszystkie niezbędne informacje, smacznego - powiedziała pani Janet
Wszyscy weszliśmy do dużego budynku. Z tego o zdążyłem się zorientować, znajdowała się w nim recepcja, stołówka oraz schody prowadzące do pokoi dla gości.
W pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach pieczywa. Stoły były dziesięcioosobowe, więc usiedliśmy z dziewczynami. Na każdym stole znajdowało się to samo. Koszyk ze świeżym pieczywem, dzbanek herbaty, masło, talerz z wędlinami oraz dżem. Byliśmy bardzo głodni dlatego od razu zabraliśmy się za jedzenie. Wszyscy byliśmy głodni, więc rozmowa nam się nie kleiła, jednie poruszony został temat naszych domków, ale kwestia łóżka nie została poruszona. Po skończonej kolacji udaliśmy się do recepcji, jak prosiła pani Martinez. Zajęliśmy miejsca na fotelach, kiedy przyszła opiekunka.
- Będę się streszczać, bo każdy jest zmęczony po podróży i wy wiecie jak to wszystko wygląda. Listę zajęć wywiesimy jutro przed stołówką. Z waszej klasy zrobimy dwie grupy mieszane. Domek 1 i 2 oraz 4 i 5. Z pierwszakami będziecie mieć tylko ogniska i biwak. Rozpiska waszych posiłków jest również przed stołówką, także pójdźcie i sobie sprawdźcie. Ciszę nocną udało mi się dla was przesunąć o godzinę, więc od 23 do 6 macie być u siebie, spać nie musicie, ale przy najmniej nie bądźcie głośno. To chyba wszystko. Jeżeli mielibyście jakieś pytania możecie mnie znaleźć w domku nr 6. Życzę wam miłej nocy – po tych słowach uśmiechnęła się i odeszła. My natomiast poszliśmy sprawdzić o której musimy wstać. Nie było tak źle. Moja klasa śniadanie ma dopiero o 9, więc będzie można się jako tako wyspać. Było już około 21 więc wszyscy powoli udawali się do swoich pokoi, żeby odpocząć. Szliśmy całą grupą, kiedy Lyn-z odciągnęła mnie i poprosiła o rozmowę.
- Zaraz przyjdę – krzyknąłem tylko do chłopaków
Poszliśmy za nasze domki, na plaże, żeby mieć trochę spokoju.
- To teraz powiedz prawdę -
- W sensie? –
- Przed wyjazdem byłeś już dziwny, potem w czasie drogi cały czas słuchałeś muzyki albo czytałeś. Myślisz, że nie widziałam jak płakałeś na tarasie, chciałam podejść, ale zobaczyłam Gerarda. Jestem twoją siostrą, nawet bliższą bo bliźniaczką. Przede mną niczego nie ukryjesz – po tych słowach objęła mnie ramieniem – opowiadaj od początku.
Wziąłem głęboki oddech. Musiałem jakoś poukładać sobie w głowie, co mam jej powiedzieć.
- Pamiętasz jak z Gee poszliśmy o sklepu przed wyjazdem – skinęła głową – nie wracaliśmy długo, ponieważ można powiedzieć, że miałem wypadek, ale spokojnie, po prostu rowerzysta na mnie wpadł a ja się przewróciłam nic poważnego.
- Przystojny był?
- Skąd to pytanie?
- Bo jak powiedziałeś, że rowerzysta to się uśmiechnąłeś.
- Był przystojny ale to nic nie wnosi do historii, w każdym razie Gerard się lekko zdenerwował i był na mnie obrażony niby dlatego, że się o mnie martwi a ja to bagatelizuję. Kiedy już było dobrze, to weszliśmy do naszego pokoju. Lyn-z my mamy łóżko małżeńskie!
- Musicie się przyzwyczajać
- To nie jest śmieszne!
- Nie powiesz mi chyba że się nie ucieszyłeś?
- Na początku nawet tak, ale kiedy popatrzyłem na Gee od razu mi przeszło. Wyglądał tak jakby był obrzydzony wizją spania razem ze mną.
- Przesadzasz, jak zawsze wyolbrzymiasz. Myślę, że był po prostu w szoku.
- Być może, w każdym razie wolałem wyjść stamtąd. A kiedy usiadłem na tych schodach po prostu emocje wzięły nade mną górę. Patrząc na dziecko bawiące się, w tym miejscu, w którym siedzimy przypomniało mi się nasze dzieciństwo.
- Bardzo pozytywny początek wycieczki nie ma co – uśmiechnęła się smutno
- Gorzej raczej nie będzie, a jak z Jamią? – wolałem zmienić temat
- Wspaniale. Tak jak mówiłyśmy jesteśmy razem w pokoju ....
Wyłączyłem się z jej monologu. Wiem, że sam ją o to zapytałem, ale cale nie musiałem jej słuchać, żeby wiedzieć, że wszystko jest świetnie. Jej ciało mówiło razem z nią. Poczynając od twarzy. Oczy miała pełen blasku, pomimo, że mówiła jej usta wygięte były w uśmiech. Jej gesty były pełne entuzjazmu. Kiedy mówiła o Jamii nie mogła usiedzieć w miejscu. Widać było jak bardzo jest szczęśliwa. Mi to również pomaga. Patrząc na jej radość, zaczyna udzielać mi się jej pozytywna energia.
- ... jeszcze nigdy nie było tak dobrze
Rozmawialiśmy tak jeszcze długo, gdy zorientowaliśmy się, że zaraz będzie 23. Nie chcieliśmy podpaść już pierwszego dnia, więc pożegnaliśmy się i udaliśmy do swoich domków. Moja walizka stała jeszcze przed moim pokojem, więc wyciągnąłem z niej ręcznik, żel pod prysznic, szczoteczkę oraz piżamę i poszedłem się umyć. Po wyjściu z łazienki wziąłem swoją torbę na ramię i rzuciłem gdzieś w kąt pokoju, kiedy ujrzałem najpiękniejszy widok na świecie. Gerard już spał. Leżał na skraju łóżka owinięty w kołdrę. Zbliżyłem się do niego by przyjrzeć się twarzy. Miał lekko zadarty nosek a powieki zaciśnięte. Coś mu się śniło. Jego kruczo czarne włosy okalały mu twarz. W moim przekonaniu wyglądał cudownie. Położyłem się tuż obok niego, aby czuć to ciepło bijące od jego ciała. W poczuciu bezpieczeństwa udałem się do krainy snów.