wtorek, 31 grudnia 2013

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 1

W ostatni dzień tego roku chciałam wam podarować coś co tworze od września, pomysł zmieniał mi się dużo razy, ale to jest ostatecznie to co chciałam przekazać :) Mamy Sylwestra! Życzę wam szczęścia, band membersów, i spełnienia marzeń w nadchodzącym roku! Enjoy! ;)

-Frank rusz dupę, bo się spóźnimy!
-Ale Lyn-z to tylko szkolna wycieczka...
-Na, którą trzeba jeszcze wyjechać, a tak się składa ,że autobus jest pod szkołą.
-Dobra, dobra już wstaję.
Linsday wyszła z mojego pokoju a ja poszedłem do łazienki. Czasami dobrze jest mieć rodzeństwo, szczególnie w takiej sytuacji w jakiej jesteśmy my. Nie mamy rodziców. Mama umarła przy naszym porodzie, a tata zginął w wypadku samochodowym parę lat temu. Opiekuje się nami babcia, która jest naprawdę wyrozumiała. Nigdy nas nie ogranicza, ale też nie pozwala żebyśmy byli rozpieszczeni. Zawsze mogę się jej wyżalić i wyjawić swoje sekrety, bo mam pewność że mnie wysłucha i zrozumie. Tak samo jak moja siostra. Lyn-z jest moja bliźniaczką i chyba to tylko wzmacnia naszą więź. Ona wygląda jak mój żeński odpowiednik. Czarne włosy, i delikatne rysy twarzy. Inne mamy tylko oczy ona ma piękne zielone a ja bursztynowy. Mamy wiele wspólnego również poza muzyką rockową, którą kochamy. Oboje jesteśmy homoseksualni. Tylko w przeciwieństwie do mnie moja siostrzyczka jest w szczęśliwym i udanym związku. Jamia idealnie pasuje do Lyn-z. A ja doświadczam nieodwzajemnionej miłości. Nigdy wcześniej nie czułem do nikogo czegoś takiego jak do Gerarda. Przyjaźnię się z nim od I klasy liceum. Od naszego pierwszego spotkania minął już rok a moje uczucie z dnia na dzień wzrasta. I to nawet nie chodzi o jego wygląd, pomimo że jest bardzo przystojny. Jego kruczoczarne rozczochrane włosy dodają mu uroku, a w jego zielonych głębokich oczach można utonąć. Nie raz łapałem się na tym, że podczas rozmowy z nim wyłączam się i wpatruję w jego tęczówki. Ma także cudowny charakter. To w jaki sposób się o mnie martwi, jak mnie pociesza w gorsze dni. Sama jego obecność w moim pobliżu jest dla mnie kojąca. To wszystko przyczyniło się do mojego zauroczenia tym chłopakiem. I wszystko mogło by być tak idealnie, gdyby nie jego orientacja. Co prawda nigdy nie zaprzeczył, że nie jest gejem bądź biseksualistą, ale jego zachowanie, gdy spotka jakąś ładną dziewczynę pozawala mi zwątpić, że kiedykolwiek będziemy razem. Kiedyś wyznał mi nawet, iż podoba mu się moja kochana siostrzyczka. Rozśmieszyło mnie to i jednocześnie załamało. Pomimo tego, że mam świadomość, iż byłoby to nie możliwe ze względu na Lyn-z, to nie mogłem przestać sobie wyobrażać, jakby to było gdyby Gerard przychodził do nas po lekcjach, potem wzięli ślub i mieli dzieci. Ja bym ich odwiedzał na urodziny, święta i kiedy by chcieli zaprosić takiego idiotę jak ja.Tylko ja potrafię zrobić problem z niczego i jeszcze go tak wyolbrzymić. Frank-pesymista. Przez te moje "wizje" płakałem przez wiele nocy. Wiem że to jest idiotyczne. Jednego wieczoru Linsday to usłyszała. Przyszła do mnie i kazała opowiedzieć co mnie tak dręczy. Wysłuchała mnie po czym mocno zdzieliła po głowie i wybuchnęła śmiechem. Popatrzyłem na nią swoimi zaszklonymi oczami a ona mnie tylko mocno przytuliła do siebie i to zadziałało jak najlepszy lek uspokajający. To był ostatni raz kiedy rozmyślałem o mojej siostrze i ukochanym jak o parze.
Po zażyciu chłodnego prysznica, który po ciepłej nocy zadziałał kojąco podszedłem do szafy i przebrałem się w ubrania, które wybrałem dzień wcześniej. Wziąłem walizkę i zszedłem na dół gdzie czekało na mnie śniadanie zrobione przez babcię.
-Nasza księżniczka już wstała? - uśmiechnęła się do mnie babcia
-Cześć babciu – odwzajemniłem uśmiech i usiadłem do do stołu.
-Gdzie Lyn-z? - zapytałem konsumując przepyszne naleśniki z przepisu rodziny Iero.
-Razem z Jamią i Gerardem czekają na Ciebie przed domem -
-Jak to Gerardem? - byłem zszokowany, wiedziałem że ma przyjść Jamia ale nie spodziewałem się że on też się pojawi. Myślałem że pójdzie razem z Ray'em.
-Przyszedł już pół godziny temu, w czasie kiedy Lyn-z poszła Cię obudzić, wypiłam z nim kawę i zjedliśmy naleśniki, ale po tym jak twoja siostra zeszła na dół i powiedziała jak wolno Ci idzie, postanowili, że poczekają na zewnątrz. -
Świadomość że Gee jest przed moim domem i czeka na mnie sprawiła że straciłem cały apetyt. Skończyłem szybko tego naleśnika co miałem na talerzu, w biegu założyłem czarne Conversy i zarzuciłem na ramiona moją równie czarną kurtkę.
-Witaj śpiąca królewno! - gdy tylko przekroczyłem próg domu usłyszałem dźwięczny głos Gerarda.
-Też miło Cię widzieć mój książę – na moje słowa dziewczyny wybuchnęły a ja z moim przyjacielem wymieniliśmy szczere uśmiechy.
-To co ruszamy? - zapytała Jamia
-Tak, bo zaraz się spóźnimy, i jak zawsze będzie to wina mojego kochanego braciszka -
-I tak wiem ze mnie kochasz – odpowiedziałem Lyn-z i w czwórkę ruszyliśmy w stronę naszej szkoły, która nie była wcale daleko. Dziewczyny szły przed nami trzymając się za ręce, ciągnąc za sobą swoje walizki i co chwile wybuchając gromkim śmiechem. Natomiast ja i Gee  przemierzaliśmy drogę w całkowitej ciszy. Kiedy on szedł zamyślony ja miałem chwilę by go podziwiać. Jak zwykle jego czarna czupryna była w artystycznym nieładzie. Ubrany był podobnie do mnie. Jedyną różnicą w naszym ubiorze były nasze koszulki. Ja miałem t-shirta z logiem Misfits a on z Iron Maiden. Nawet nie spostrzegłem się kiedy mój ukochany odwrócił się i równie uważnie mi się przyglądał. Gdy nasze spojrzenia się spotkały oblałem się rumieńcem i czym prędzej odwróciłem głowę. Na moje szczęście Gerard o nic nie pytał.
-Chłopaki ? - zapytała Jamia
-Kochanie nawet nie licz, że nas słuchali – odparła Lyn-z
-Ale teraz będziemy – na moje szczęście odpowiedział Gee
-Słyszeliście, że jedzie z nami pani Janet? - Jamia powtórzyła pytanie
-Będzie na kim oko zawiesić – zażartował Gee
-Jesteś obrzydliwy – powiedziałem oburzony
-Oj, przecież żartuję, przecież żartuję, nie obchodzą mnie starsze kobiety, poza tym mam przecież Ciebie prawda maluszku? - mówiąc to uśmiechnął się nonszalancko
- Nie moja wina, że jestem taki niski – udając naburmuszonego opuściłem głowę, nie chciałem żeby zobaczyli moje zarumienione policzki. Moi towarzysze wybuchnęli gromkim śmiechem a Gee zmierzwił mi włosy. I jak ja mam się na niego gniewać?
Po chwili dotarliśmy pod wejście naszej szkoły, gdzie miała być zbiórka. Z dość dalekiej odległości dostrzegłem, że nasi przyjaciele już tam są, a wszystko dzięki wielkiemu afro Ray'a.
Dziewczyny jak tylko się zobaczyły to zaczęły od czułych uścisków, jakby nie widziały się parę miesięcy.

Staliśmy przed szkołą i czekaliśmy na naszego wychowawce pana Harrisa. W tym czasie razem z Gerardem postanowiliśmy udać się do sklepu po coś do picia.
- Frank mam pytanie. Możesz być ze mną w pokoju?
Nawet nie wiecie jakie to było dla mnie zaskoczenie i radość. Starałem się zachować spokój, ale w środku skakałem jak mała dziewczynka na widok pierwszej lalki.
-Pewnie, a co z Mikey'em?
Nie wspominałem ale Gerr ma młodszego brata, który również z nami jedzie.
-On już się umówił z Rayem i Bobem
Chciałem coś powiedzieć ale nagle coś na mnie wpadło. Straciłem równowagę i uderzyłem głową w chodnik.
-Kurwa jak jeździsz kretynie?! - usłyszałem wściekły głos mojego przyjaciela
-Gerard spokojnie nic mi, nie jest -
-Ale na pewno? – popatrzyłem w górę, w stronę nieznajomego. Był to wysoki szatyn. Jego grzywka opadała mu na twarz. Kiedy wyciągnął rękę by pomóc im wstać zauważyłem sporą ilość tatuaży na niej oraz na szyi. Musiałem przyznać był bardzo przystojny.
- Tak na pewno – powtórzyłem, otrzepując spodnie
-Bardzo Cię przepraszam, zagapiłem się, nie patrzyłem jak jadę – dopiero teraz dostrzegłem leżący obok nas rower – Tak w ogóle nazywam się Austin
-Frank – podałem mu dłoń.
-Jeszcze raz bardzo przepraszam, mam propozycję, zostawię Ci swój numer jeśli jednak coś by Ci było – wyciągnął długopis i zapisał swój numer na skrawku kartki – proszę dzwoń jeśli by działo się coś złego.
- Jeśli będzie to na pewno skorzystamy – odburknął Gerard – a teraz wybacz spieszymy się -
-W takim razie jeszcze raz przepraszam Frank, do zobaczenia mam nadzieję – puścił mi oczko po czym wsiadł na rower i odjechał
-Franiu na pewno nic Ci nie jest?
-Tak, trochę boli mnie głowa ale na pewno nic nie jest.
-Że też dzisiaj musiał w Ciebie wpaść, w ogóle ze musiał się zagapić, idiota - prychnął
-Nie przesadzaj, zdarza się, a że akurat mi to trudno, bywa - zakończyłem temat. Później już się do siebie nie odzywaliśmy. Doszliśmy do naszych przyjaciół, kiedy to akurat zjawił się pan Harris. Jak zawsze uśmiechnięty. Pomimo tego, że nauczał ponad 20 lat dalej był bardzo chętny do pracy z młodzieżą i starał się zawsze z nami mieć dobry kontakt.
-Witam was droga młodzieży! Gotowi na tydzień ze swoim ulubionym matematykiem
-Jak zawsze profesorze – powiedziało parę osób najbliżej niego
-No ja myślę, to sprawdzimy kto zaspał -
Po tym jak każdy potwierdził że jest obecny pan Harrison oddalił się od nas ale przyszła nasza druga opiekunka pani Martinez i od razu udała się w kierunku naszej grupki. Pani Janet uczyła nas angielskiego. W przeciwieństwie do pana Harrisa byłą bardzo młoda i piękna, większość chłopaków ze szkoły do niej wzdychało, ale mało klas miało tą przyjemność by mogła ona ich uczyć. Brała tylko klasy o kierunku humanistycznym i artystycznym. Ja na szczęście byłem w artystycznej.
-Co tam słychać słoneczka? - Pani Janet była bardzo pozytywną osobą i zawsze zwracała się do nas jakimiś zdrobnieniami. - Wziął któryś z was gitarę?
-Ja – odezwał się Ray – tak jak Pani prosiła.
-To dobrze, nie będzie przynajmniej nudno w czasie drogi, a na wycieczce jakby wymyślili wam jakieś nudne zajęcia to pomyślimy żeby je jakoś urozmaicić.
Po tych słowach uśmiechnęła się do nas promiennie i odeszła w kierunku pierwszych klas, które niestety także z nami jechała. Była to tzw. integracja. Dyrekcja chciała, żeby starsi opiekowali się młodszymi rocznikami dlatego organizowali takie wyjazdy dla klas o tym samym profilu. Niewiele to jednak zmieniało, bo i tak czas spędzaliśmy ze swoimi przyjaciółmi. Aczkolwiek dostawaliśmy też zadania w których grupy miały być mieszane i wybierane były drogą losowania. Wycieczki te dotyczyły tylko pierwszoroczniaków i nas, trzecioklasiści i rocznik maturalny jechali tylko swoimi klasami.
Po chwili oczekiwania pod szkołę podjechał autobus. Dziewczyny usiadły z tyłu zostawiając jedno miejsce dla pani Janet. Do mnie dosiadł się Gerard. Nie odzywał się do mnie, więc to ja zrobiłem pierwszy krok
-Obraziłeś się?
-Nie
- Jak nie, skoro widzę, co Ci stało?
- Nie wiem jak możesz tak spokojnie podchodzić do tego co się stało, uderzyłeś się w głowę, to może być coś poważnego a ty to tak bagatelizujesz i jeszcze ten Austin, patrzyłeś tak na niego, a przez niego mogła stać Ci się krzywda
- Gerard nie rozśmieszaj mnie, jesteś zazdrosny o chłopaka z ulicy?
- Ja wcale nie jestem o nikogo zazdrosny, po prostu coś mi w nim nie pasuje
Odwrócił się ode mnie, założył słuchawki i sięgnął po książkę. On jest o mnie zazdrosny. To bardzo miłe, jednak przez takie jego zachowania ja cały czas mam nadzieje, co wcale nie jest za dobre. Spojrzałem do tyłu. Ray zaczął przygrywać dziewczyną do ich śpiewów. Byli bardzo weseli. Kiedy tak na nich patrzę, myślę, że jestem szczęściarzem posiadając takich przyjaciół oraz siostrę. Wiem że się o mnie troszczą, co Gerard pokazał w dość specyficzny sposób jednak sam fakt się liczy. Uśmiechnąłem się pod nosem, założyłem słuchawki, w których brzmiała moja ulubiona muzyka i zacząłem przyglądać się widokom za oknem. Przed nami jeszcze długa droga ...