wtorek, 31 grudnia 2013

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 1

W ostatni dzień tego roku chciałam wam podarować coś co tworze od września, pomysł zmieniał mi się dużo razy, ale to jest ostatecznie to co chciałam przekazać :) Mamy Sylwestra! Życzę wam szczęścia, band membersów, i spełnienia marzeń w nadchodzącym roku! Enjoy! ;)

-Frank rusz dupę, bo się spóźnimy!
-Ale Lyn-z to tylko szkolna wycieczka...
-Na, którą trzeba jeszcze wyjechać, a tak się składa ,że autobus jest pod szkołą.
-Dobra, dobra już wstaję.
Linsday wyszła z mojego pokoju a ja poszedłem do łazienki. Czasami dobrze jest mieć rodzeństwo, szczególnie w takiej sytuacji w jakiej jesteśmy my. Nie mamy rodziców. Mama umarła przy naszym porodzie, a tata zginął w wypadku samochodowym parę lat temu. Opiekuje się nami babcia, która jest naprawdę wyrozumiała. Nigdy nas nie ogranicza, ale też nie pozwala żebyśmy byli rozpieszczeni. Zawsze mogę się jej wyżalić i wyjawić swoje sekrety, bo mam pewność że mnie wysłucha i zrozumie. Tak samo jak moja siostra. Lyn-z jest moja bliźniaczką i chyba to tylko wzmacnia naszą więź. Ona wygląda jak mój żeński odpowiednik. Czarne włosy, i delikatne rysy twarzy. Inne mamy tylko oczy ona ma piękne zielone a ja bursztynowy. Mamy wiele wspólnego również poza muzyką rockową, którą kochamy. Oboje jesteśmy homoseksualni. Tylko w przeciwieństwie do mnie moja siostrzyczka jest w szczęśliwym i udanym związku. Jamia idealnie pasuje do Lyn-z. A ja doświadczam nieodwzajemnionej miłości. Nigdy wcześniej nie czułem do nikogo czegoś takiego jak do Gerarda. Przyjaźnię się z nim od I klasy liceum. Od naszego pierwszego spotkania minął już rok a moje uczucie z dnia na dzień wzrasta. I to nawet nie chodzi o jego wygląd, pomimo że jest bardzo przystojny. Jego kruczoczarne rozczochrane włosy dodają mu uroku, a w jego zielonych głębokich oczach można utonąć. Nie raz łapałem się na tym, że podczas rozmowy z nim wyłączam się i wpatruję w jego tęczówki. Ma także cudowny charakter. To w jaki sposób się o mnie martwi, jak mnie pociesza w gorsze dni. Sama jego obecność w moim pobliżu jest dla mnie kojąca. To wszystko przyczyniło się do mojego zauroczenia tym chłopakiem. I wszystko mogło by być tak idealnie, gdyby nie jego orientacja. Co prawda nigdy nie zaprzeczył, że nie jest gejem bądź biseksualistą, ale jego zachowanie, gdy spotka jakąś ładną dziewczynę pozawala mi zwątpić, że kiedykolwiek będziemy razem. Kiedyś wyznał mi nawet, iż podoba mu się moja kochana siostrzyczka. Rozśmieszyło mnie to i jednocześnie załamało. Pomimo tego, że mam świadomość, iż byłoby to nie możliwe ze względu na Lyn-z, to nie mogłem przestać sobie wyobrażać, jakby to było gdyby Gerard przychodził do nas po lekcjach, potem wzięli ślub i mieli dzieci. Ja bym ich odwiedzał na urodziny, święta i kiedy by chcieli zaprosić takiego idiotę jak ja.Tylko ja potrafię zrobić problem z niczego i jeszcze go tak wyolbrzymić. Frank-pesymista. Przez te moje "wizje" płakałem przez wiele nocy. Wiem że to jest idiotyczne. Jednego wieczoru Linsday to usłyszała. Przyszła do mnie i kazała opowiedzieć co mnie tak dręczy. Wysłuchała mnie po czym mocno zdzieliła po głowie i wybuchnęła śmiechem. Popatrzyłem na nią swoimi zaszklonymi oczami a ona mnie tylko mocno przytuliła do siebie i to zadziałało jak najlepszy lek uspokajający. To był ostatni raz kiedy rozmyślałem o mojej siostrze i ukochanym jak o parze.
Po zażyciu chłodnego prysznica, który po ciepłej nocy zadziałał kojąco podszedłem do szafy i przebrałem się w ubrania, które wybrałem dzień wcześniej. Wziąłem walizkę i zszedłem na dół gdzie czekało na mnie śniadanie zrobione przez babcię.
-Nasza księżniczka już wstała? - uśmiechnęła się do mnie babcia
-Cześć babciu – odwzajemniłem uśmiech i usiadłem do do stołu.
-Gdzie Lyn-z? - zapytałem konsumując przepyszne naleśniki z przepisu rodziny Iero.
-Razem z Jamią i Gerardem czekają na Ciebie przed domem -
-Jak to Gerardem? - byłem zszokowany, wiedziałem że ma przyjść Jamia ale nie spodziewałem się że on też się pojawi. Myślałem że pójdzie razem z Ray'em.
-Przyszedł już pół godziny temu, w czasie kiedy Lyn-z poszła Cię obudzić, wypiłam z nim kawę i zjedliśmy naleśniki, ale po tym jak twoja siostra zeszła na dół i powiedziała jak wolno Ci idzie, postanowili, że poczekają na zewnątrz. -
Świadomość że Gee jest przed moim domem i czeka na mnie sprawiła że straciłem cały apetyt. Skończyłem szybko tego naleśnika co miałem na talerzu, w biegu założyłem czarne Conversy i zarzuciłem na ramiona moją równie czarną kurtkę.
-Witaj śpiąca królewno! - gdy tylko przekroczyłem próg domu usłyszałem dźwięczny głos Gerarda.
-Też miło Cię widzieć mój książę – na moje słowa dziewczyny wybuchnęły a ja z moim przyjacielem wymieniliśmy szczere uśmiechy.
-To co ruszamy? - zapytała Jamia
-Tak, bo zaraz się spóźnimy, i jak zawsze będzie to wina mojego kochanego braciszka -
-I tak wiem ze mnie kochasz – odpowiedziałem Lyn-z i w czwórkę ruszyliśmy w stronę naszej szkoły, która nie była wcale daleko. Dziewczyny szły przed nami trzymając się za ręce, ciągnąc za sobą swoje walizki i co chwile wybuchając gromkim śmiechem. Natomiast ja i Gee  przemierzaliśmy drogę w całkowitej ciszy. Kiedy on szedł zamyślony ja miałem chwilę by go podziwiać. Jak zwykle jego czarna czupryna była w artystycznym nieładzie. Ubrany był podobnie do mnie. Jedyną różnicą w naszym ubiorze były nasze koszulki. Ja miałem t-shirta z logiem Misfits a on z Iron Maiden. Nawet nie spostrzegłem się kiedy mój ukochany odwrócił się i równie uważnie mi się przyglądał. Gdy nasze spojrzenia się spotkały oblałem się rumieńcem i czym prędzej odwróciłem głowę. Na moje szczęście Gerard o nic nie pytał.
-Chłopaki ? - zapytała Jamia
-Kochanie nawet nie licz, że nas słuchali – odparła Lyn-z
-Ale teraz będziemy – na moje szczęście odpowiedział Gee
-Słyszeliście, że jedzie z nami pani Janet? - Jamia powtórzyła pytanie
-Będzie na kim oko zawiesić – zażartował Gee
-Jesteś obrzydliwy – powiedziałem oburzony
-Oj, przecież żartuję, przecież żartuję, nie obchodzą mnie starsze kobiety, poza tym mam przecież Ciebie prawda maluszku? - mówiąc to uśmiechnął się nonszalancko
- Nie moja wina, że jestem taki niski – udając naburmuszonego opuściłem głowę, nie chciałem żeby zobaczyli moje zarumienione policzki. Moi towarzysze wybuchnęli gromkim śmiechem a Gee zmierzwił mi włosy. I jak ja mam się na niego gniewać?
Po chwili dotarliśmy pod wejście naszej szkoły, gdzie miała być zbiórka. Z dość dalekiej odległości dostrzegłem, że nasi przyjaciele już tam są, a wszystko dzięki wielkiemu afro Ray'a.
Dziewczyny jak tylko się zobaczyły to zaczęły od czułych uścisków, jakby nie widziały się parę miesięcy.

Staliśmy przed szkołą i czekaliśmy na naszego wychowawce pana Harrisa. W tym czasie razem z Gerardem postanowiliśmy udać się do sklepu po coś do picia.
- Frank mam pytanie. Możesz być ze mną w pokoju?
Nawet nie wiecie jakie to było dla mnie zaskoczenie i radość. Starałem się zachować spokój, ale w środku skakałem jak mała dziewczynka na widok pierwszej lalki.
-Pewnie, a co z Mikey'em?
Nie wspominałem ale Gerr ma młodszego brata, który również z nami jedzie.
-On już się umówił z Rayem i Bobem
Chciałem coś powiedzieć ale nagle coś na mnie wpadło. Straciłem równowagę i uderzyłem głową w chodnik.
-Kurwa jak jeździsz kretynie?! - usłyszałem wściekły głos mojego przyjaciela
-Gerard spokojnie nic mi, nie jest -
-Ale na pewno? – popatrzyłem w górę, w stronę nieznajomego. Był to wysoki szatyn. Jego grzywka opadała mu na twarz. Kiedy wyciągnął rękę by pomóc im wstać zauważyłem sporą ilość tatuaży na niej oraz na szyi. Musiałem przyznać był bardzo przystojny.
- Tak na pewno – powtórzyłem, otrzepując spodnie
-Bardzo Cię przepraszam, zagapiłem się, nie patrzyłem jak jadę – dopiero teraz dostrzegłem leżący obok nas rower – Tak w ogóle nazywam się Austin
-Frank – podałem mu dłoń.
-Jeszcze raz bardzo przepraszam, mam propozycję, zostawię Ci swój numer jeśli jednak coś by Ci było – wyciągnął długopis i zapisał swój numer na skrawku kartki – proszę dzwoń jeśli by działo się coś złego.
- Jeśli będzie to na pewno skorzystamy – odburknął Gerard – a teraz wybacz spieszymy się -
-W takim razie jeszcze raz przepraszam Frank, do zobaczenia mam nadzieję – puścił mi oczko po czym wsiadł na rower i odjechał
-Franiu na pewno nic Ci nie jest?
-Tak, trochę boli mnie głowa ale na pewno nic nie jest.
-Że też dzisiaj musiał w Ciebie wpaść, w ogóle ze musiał się zagapić, idiota - prychnął
-Nie przesadzaj, zdarza się, a że akurat mi to trudno, bywa - zakończyłem temat. Później już się do siebie nie odzywaliśmy. Doszliśmy do naszych przyjaciół, kiedy to akurat zjawił się pan Harris. Jak zawsze uśmiechnięty. Pomimo tego, że nauczał ponad 20 lat dalej był bardzo chętny do pracy z młodzieżą i starał się zawsze z nami mieć dobry kontakt.
-Witam was droga młodzieży! Gotowi na tydzień ze swoim ulubionym matematykiem
-Jak zawsze profesorze – powiedziało parę osób najbliżej niego
-No ja myślę, to sprawdzimy kto zaspał -
Po tym jak każdy potwierdził że jest obecny pan Harrison oddalił się od nas ale przyszła nasza druga opiekunka pani Martinez i od razu udała się w kierunku naszej grupki. Pani Janet uczyła nas angielskiego. W przeciwieństwie do pana Harrisa byłą bardzo młoda i piękna, większość chłopaków ze szkoły do niej wzdychało, ale mało klas miało tą przyjemność by mogła ona ich uczyć. Brała tylko klasy o kierunku humanistycznym i artystycznym. Ja na szczęście byłem w artystycznej.
-Co tam słychać słoneczka? - Pani Janet była bardzo pozytywną osobą i zawsze zwracała się do nas jakimiś zdrobnieniami. - Wziął któryś z was gitarę?
-Ja – odezwał się Ray – tak jak Pani prosiła.
-To dobrze, nie będzie przynajmniej nudno w czasie drogi, a na wycieczce jakby wymyślili wam jakieś nudne zajęcia to pomyślimy żeby je jakoś urozmaicić.
Po tych słowach uśmiechnęła się do nas promiennie i odeszła w kierunku pierwszych klas, które niestety także z nami jechała. Była to tzw. integracja. Dyrekcja chciała, żeby starsi opiekowali się młodszymi rocznikami dlatego organizowali takie wyjazdy dla klas o tym samym profilu. Niewiele to jednak zmieniało, bo i tak czas spędzaliśmy ze swoimi przyjaciółmi. Aczkolwiek dostawaliśmy też zadania w których grupy miały być mieszane i wybierane były drogą losowania. Wycieczki te dotyczyły tylko pierwszoroczniaków i nas, trzecioklasiści i rocznik maturalny jechali tylko swoimi klasami.
Po chwili oczekiwania pod szkołę podjechał autobus. Dziewczyny usiadły z tyłu zostawiając jedno miejsce dla pani Janet. Do mnie dosiadł się Gerard. Nie odzywał się do mnie, więc to ja zrobiłem pierwszy krok
-Obraziłeś się?
-Nie
- Jak nie, skoro widzę, co Ci stało?
- Nie wiem jak możesz tak spokojnie podchodzić do tego co się stało, uderzyłeś się w głowę, to może być coś poważnego a ty to tak bagatelizujesz i jeszcze ten Austin, patrzyłeś tak na niego, a przez niego mogła stać Ci się krzywda
- Gerard nie rozśmieszaj mnie, jesteś zazdrosny o chłopaka z ulicy?
- Ja wcale nie jestem o nikogo zazdrosny, po prostu coś mi w nim nie pasuje
Odwrócił się ode mnie, założył słuchawki i sięgnął po książkę. On jest o mnie zazdrosny. To bardzo miłe, jednak przez takie jego zachowania ja cały czas mam nadzieje, co wcale nie jest za dobre. Spojrzałem do tyłu. Ray zaczął przygrywać dziewczyną do ich śpiewów. Byli bardzo weseli. Kiedy tak na nich patrzę, myślę, że jestem szczęściarzem posiadając takich przyjaciół oraz siostrę. Wiem że się o mnie troszczą, co Gerard pokazał w dość specyficzny sposób jednak sam fakt się liczy. Uśmiechnąłem się pod nosem, założyłem słuchawki, w których brzmiała moja ulubiona muzyka i zacząłem przyglądać się widokom za oknem. Przed nami jeszcze długa droga ...


wtorek, 5 listopada 2013

One Shot - Kill All Your Friends

Dedykacja dla Werki i Aśki, bo to wy mnie natchnęłyście żeby to napisać :*       Wszystkim życzę miłego czytania i proszę zostawcie po sobie jakiś komentarz, chciałabym znać wasze zdanie :)


                                                                                                   22/03/1996 Newark

                                                      Drogi Gerardzie!
Aby roślina żyła potrzebne są jej odpowiednie warunki. Gleba, woda, oświetlenie. Jeśli czegoś brakuje ona powoli obumiera. Jednak nie potrzebuje obok siebie bliskich osób. Przeciwnie jest z ludźmi. Podświadomie poszukujemy w swoim otoczeniu towarzysza, z którym moglibyśmy spędzić czas i się wygadać. To mnie wyróżnia z tłumu. Ja zawsze byłem sam. Od początku nikt mnie nie chciał. Rodzice otwarcie mówili, że byłem wpadką, i traktowali jak powietrze, Rodzeństwa nie miałem, a jedyną osobą, która mi pomagała, była moja babcia, ale także to pewnego czasu. Wiem, że teraz jest jej lepiej. Musiałem długo czekać, bu poznać Ciebie. Wiesz dobrze, jak Cię kocham, chociaż nie zawsze potrafię to okazać. Znamy się już parę lat, i wiem że Ci ufać i nigdy mnie nie okłamywałeś. Jednak ja nie zawsze byłem z Tobą szczery. Nie byłeś moim jednym kochankiem. Ją poznałem pierwszą, to ona pomogła mi w ciężkich chwilach, łagodziła ból, pokazywała piękno. Ona zawsze będzie moim pierwszym zauroczeniem, miłością. Śmierć. Nikt nie chciał wskazać mi właściwej drogi, a ona obiecywała brak cierpienia, wolność i ulgę. Po pewnym czasie pojawiłeś się ty, ale byłem już za daleko by się wrócić. Nasze drogi szły równolegle, bardzo blisko siebie, jednak nigdy się nie połączyły w jedną. Starałeś się pokonać tą przepaść, która nas dzieliła, tymczasem zostałeś uprzedzony. Żyletką udało się szybciej do mnie dotrzeć. W pewnym momencie, moja droga zaczęła się robić o wiele bardziej trudniejsza, niż wcześniej, a obiecana ulga nie nadchodziła. Ostrza stawały się moimi wrogami, od których byłem uzależniony. Blizny nie nadążały się goić, a krew coraz częściej pojawiała się na moich nadgarstkach. Stawałem się swoją własną ofiarą, a jedynym powodem dlaczego nie wykonałem najgłębszego nacięcia byłeś Ty. Obiecałeś że mi pomożesz, krzyczałeś, że wszystko się ułoży, a ja słyszałem jedynie szept. W pewnym momencie dostrzegłem urwisko na mojej drodze i jakby przyśpieszyłem. Kiedy czytasz ten list ja już nie żyję. Śmierć dopięła swego. Skusiła kolejnego głupca obietnicą wolności. Jednak teraz jestem już czysty, nie cierpię. I Ty też nie cierp. Nie wylewaj niepotrzebnie łez. Przyjdź tylko czasem na cmentarz i złóż na moim grobie czerwoną różę, jako symbol naszej miłości. Proszę Cię tylko o jedną rzecz. Pomóż innym.

wtorek, 22 października 2013

One-Shot Frerard

Mój pierwszy One Shot, mam nadzieje że znajdzie się osoba, której się spodoba. Możliwe błędy, za które z góry przepraszam :) Miłego czytania :)    

Kolejna nudna lekcja. Jak zawsze zajmowałem ostatnią ławkę pod oknem. Sam. Słowa wypowiadane przez nauczycielkę fizyki nie docierały do moich uszu. Skupiony byłem tylko na nim. Moja pierwsza prawdziwa miłość. Siedział w środkowym rzędzie otoczony swoimi znajomymi, przyjaciółmi. W naszej szkole traktowany był jak Bóg. Wszyscy mieli dla niego respekt. Było tak od początku liceum i nawet nie wiem skąd się wzięło. Może dzięki temu, że był tak otwarty na innych ludzi. Jednak nie był taki jak wszyscy otaczający go znajomi. Wyróżniał się pod każdym względem. Zaczynając od wzrostu. Był najniższy w klasie co czyniło go moim zdaniem jeszcze bardziej uroczym. Ciało ozdobione sporą ilością tatuaży i kolczyk w wardze dodawały mu buntowniczego zadziornego wyglądu. Nie ubierał się również jak na typowego amerykańskiego nastolatka przystało. Czarne rurki, koszulka z nadrukiem jego ulubionych zespołów, czarne conversy i przydługie czarne włosy z grzywką opadającą na twarz były jego znakiem rozpoznawczym. A kiedy popatrzyłeś w jego oczy nie mogłeś się od nich oderwać. Ta tajemniczość i bursztyn hipnotyzowały Cię od razu. I tak teraz na niego patrzę i myślę jak to wszystko zjebałem. Mogliśmy być razem, ale nie. Rok temu mieliśmy wykonać projekt na muzykę w parach. Mnie przydzielono do Franka. Musieliśmy skomponować piosenkę , a biorąc pod uwagę,że  Iero grał na gitarze a ja również nie byłem najgorszy w tym temacie to praca poszła nam lekko. Przez 2 tygodnie codziennie po szkole chodziliśmy raz do mnie raz do Franka. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy podczas tego zadania. Z czasem zorientowałem się, że poczułem do Franka coś więcej niż do zwykłego przyjaciela. Już od dłuższego czasu łapałem się na zerkaniu na chłopaków w innym kontekście niż tylko potencjalnych znajomych. Mało co która dziewczyna mi się podobała jednak nie mówię że żadna. Byłem biseksulistą z większą przewagą homoseksualności. Po zaliczeniu zadania dalej się spotykaliśmy. Pomagaliśmy sobie nawzajem w lekcjach i nie tylko. Dużo rozmawialiśmy, mogłem go lepiej poznać, Dzięki temu dowiedziałem się, że jesteśmy bardzo do siebie podobni. Z przyjaźni z Frankiem czerpałem również inne korzyści niż pierwszy przyjaciel, którym nie był mój młodszy brat. Nie mogę ukryć że byłem gnębiony w szkole. Wiele razy wracałem poobijany do domu. Rany fizyczne jak siniki szybko znikały z mojego ciała, jednak uraz na mojej słabej już psychice pozostanie na bardzo długo. Jednak kiedy zacząłem się spotykać z Iero w szkole nikt mnie nie tykał. Byłem po prostu niewidzialny dla nikogo. Niewątpliwie była to zasługa Franka. Pewnego dnia kiedy chłopak przepisywał ode mnie notatki z chemii strącił pojedyncze kartki na ziemię. Wtedy to się stało. Oboje się po nie schyliliśmy i nasze twarze były na jednakowym poziomie. Jego usta niebezpiecznie zbliżały się do moich. Nie wycofałem się. Nasze wargi się złączyły. On zaczął delikatnie muskać moje. Po chwili pogłębił pocałunek a ja mu w tym nie przeszkodziłem. Kiedy brakło nam tchu odsunęliśmy się od siebie. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. W jego pięknych bursztynowych oczach widziałem iskry radości i zawstydzenia. Pomimo radości, która mnie wypełniała zacząłem tego żałować. Bałem się konsekwencj naszego postępowania. Nie chciałem, żeby Franka spotkało to samo co nie. Nie chciałem, żeby był bity i poniżany jak ja, jeżeli ktokolwiek dowiedział by się o naszym pocałunku, a wiem ilu homofobów mieści nasza szkoła. Podniosłem się z ziemi i ruszyłem w kierunku drzwi wyjściowych. Gdy miałem nacisnąć klamkę i opuścić pomieszczenie, ostatni raz spojrzałem na przyjaciela. To co dostrzegłem na jego twarzy oraz w oczach sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej. Był zdziwiony, rozczarowany. I to ja do tego doprowadziłem. Nie chciałem tego ale to wszystko robiłem dla niego.
Otworzyłem oczy i oślepiło mnie rażące światło. Zamrugałem parę razy. Po chwili mogłem dostrzec, że pomieszczenie jest całe białe. Poza łóżkiem, na którym leżałem i stolika obok nic tu nie było. Z łatwością domyśliłem się, że jestem w szpitalu. Chciałem się podnieść do siadu, jednak nie mogłem. Byłem cały obolały, dodatkowo na nodze miałem gips do kolana a rękę usztywnioną. Obróciłem głowę i w szybie okna mogłem dostrzec, że mam szwy przy brwi. Kiedy tak się sobie przyglądałem do pokoju wszedł młody mężczyzna ubrany w długi biały fartuch.

-Gerard proszę nie zostawiaj mnie – powiedział drżącym głosem. Po jego policzku zaczęła spływać pojedyncza łza.
-Przykro mi – po tych słowach zdecydowanym krokiem opuściłem jego dom. Przez parę dni Franek próbował się ze mną skontaktować- dzwonił, pisał ale to na nic. W szkole także go ignorowałem. Od tamtej pory nie zamieniliśmy słowa, unikamy siebie wzajemnie. Czasami gdy nasze spojrzenia się spotykają widzę w nich to samo co tamtego dnia, gdy go zostawiłem – smutek, żal, rozczarowanie. Moje przemyślenia zakończył dzwonek, informujący moją klasę, o skończeniu lekcji. Jako pierwszy wyszedłem a raczej wybiegłem z klasy i ruszyłem w stronę swojej szafki gdzie zostawiłem niepotrzebne książki i zeszyty. Kiedy wyszedłem ze szkoły usłyszałem jak ktoś woła moje imię. Z każdą chwilą głos stawał się wyraźniejszy i już wiedziałem do kogo należy. Odwróciłem się a za mną biegł Franek. Założyłem słuchawki na uszy, kaptur na głowę i przyspieszyłem kroku. Nie specjalnie chciałem z nim rozmawiać pomimo tego że moje uczucie które pojawiło się rok temu wcale nie zmalało. Byłem tak pogrążony w myślach że nawet nie zauważyłem zbliżającego się samochodu...

-Witam panie Way. Jestem doktor James Martinez. Wpadł pan pod samochód. Na szczęście nic bardzo poważnego się nie stało. Oprócz złamanej nogi, uszkodzonego barku, przeciętej skóry na twarzy i paru siniaków rzecz jasna. Będziemy mogli pana wypuścić za dwa być może trzy dni. Przeprowadzimy jeszcze parę badań i będziemy obserwować czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Pańska mama będzie tu dopiero za około 30 min. Mogę wpuścić tu pańskiego przyjaciela? Czeka tu już od godziny, odkąd pana tu przywieźli.
-Tak doktorze – odpowiedziałem zdziwiony, bo kto prócz mojego braciszka mógł tu siedzieć a on przecież jest teraz w innym mieście na obozie naukowym.
Lekarz wyszedł w sali i usłyszałem tylko jak mówi żeby mnie nie przemęczać. Wtedy w drzwiach sali pojawił się on. Franek dokładnie taki jaki był w szkole tylko że teraz nie miał tego smutku w oczach. Teraz wyglądał na szczęśliwego, jakby kamień spadł mu z serca.
-Boże Gerard żyjesz! Tak się martwiłem. Kiedy zabierała Cię karetka miałeś
całą twarz w krwi i byłeś nie przytomny. Bałem się, że to coś o wiele gorszego
-Martwiłeś się o mnie ? - zapytałem jak głupi, bo przecież to powiedział, ale wolałem się upewnić
-Oczywiście że tak! Co to za pytanie?
-Nie rozmawialiśmy od roku dlatego się dziwię
-Dla mnie to nic nie zmieniło. Dalej czuję do ciebie to samo co rok temu podczas naszego ostatniego normalnego spotkania
-Nie rozmawiajmy o tym – nie chciałem żeby zaczynał tą rozmowę bo wiedziałem, że tu nie będę miał możliwości, by go zbyć.
-A właśnie, że porozmawiajmy! Teraz mi przynajmniej nie uciekniesz. - powiedział trochę zirytowanym głosem i przysunął sobie krzesło.
-Proszę wytłumacz mi co się wtedy stało. Dlaczego mnie zostawiłeś? Dlaczego nie chciałeś chociażby zapomnieć i kontynuować tylko przyjaźni? Dlaczego do cholery nie przerwałeś mi tego pocałunku kiedy go zacząłem? Czy może po prostu chciałeś zobaczyć jak to jest całować osobę tej samej płci? Powiedz mi proszę teraz już wszystko zniosę – po wypowiedzeniu tego spuścił głowę
-Nie nie nie! Na pewno nie chciałem Cię wykorzystać - oburzyłem się
-To proszę wytłumacz mi to
-Zrozum ja to zrobiłem dla Ciebie
-Dla mnie?! Dla mnie?! Czyli mam rozumieć że to dla mnie zniszczyłeś to co utworzyło się między nami?
-Nie chciałem żeby Ci się przez to mogła stać krzywda – nie wiedziałem już co mam mówić
-Niby jaka krzywda? Martwiąc się o to czy stanie mi się krzywda ty mi ją uczyniłeś. Złamałeś mi serce, a to jest gorszy ból niż fizyczny, uwierz mi. Za każdym razem kiedy widziałem Cię w szkole cierpiałem, bolało mnie, że osoba z którą połączyła mnie tak silna moim zdaniem więź odrzuca mnie z dnia na dzień, bez słowa wytłumaczenia, i jeszcze kiedy to ja chciałem z tobą porozmawiać nawet nie koniecznie o tym po prostu chciałem odbudować przyjaźń ty mnie ignorowałeś i nie raz byłeś opryskliwy. Uwierz Gerard to było najgorsze co mogłeś mi zrobić – podniósł głowę i dostrzegłem, że jego oczy są zaszklone
-Nie chciałem Cię zranić. Bałem się, że przez ten pocałunek możemy się stać kimś więcej niż przyjaciółmi a jeśli takie coś by wyszło w naszej szkole nie mielibyśmy życia. I to nawet nie chodzi o mnie tylko o Ciebie.
-Martwiłeś się czyli znaczę coś dla Ciebie? - nagle złagodniał i zobaczyłem w nim iskrę nadziei
-Tak Frankie znaczysz dla mnie cholernie dużo. Nie ma dnia w którym bym o Tobie nie myślał. Nie wiem co się działo przez większość lekcji w szkole bo nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Jesteś niesamowitą osobą. Codziennie żałowałem mojej decyzji, że wtedy wyszedłem. Jednak myśl o tym, że jesteś bezpieczniejszy sprawiała, że czułem się odrobinę lepiej. Każdej nocy widziałem twoją drobną osobę w moich snach. Czasami byliśmy szczęśliwi – razem. Cieszyliśmy się sobą wzajemnie. Kiedy indziej siedziałeś podkulony w kącie pomieszczenia i płakałeś. Zawsze powtarzałeś to samo – Że mnie nienawidzisz. Musisz jednak wiedzieć, że pocałunku wcale nie żałuje jako czynu. Gdy to zrobiliśmy jeszcze bardziej umocniłem się w przekonaniu co do Ciebie czuję. Ja Cie po prostu Kocham. Rozumiesz kocham. I nic tego nie zmieniło. To że widziałem Cię czasem z dziewczynami, które miałem ochotę odepchnąć z całej siły od twojej cudownej osóbki. Nie mogłem patrzeć jak się do Ciebie kleiły. Wiele razy kiedy zostawałem sami z moimi problemami, gdy czasami wracałem do domu pobity przez twoich znajomych, brakowało mi twojego uścisku, którego nieraz doświadczyłem jeszcze jako przyjaciel. Pamiętaj nic nie zmieni moich uczuć do Ciebie bo jesteś moją jedyną nadzieją, moja pierwszą, prawdziwą i jedyną miłością – kiedy to mówiłem łzy same spłynęły mi do oczu. Nigdy nikomu tego nie mówiłem. Pierwszy raz się tak otworzyłem przed kimkolwiek i cieszę się, że był to Frankie. W tym czasie on zbliżył swoją dłoń do mojego policzka i starł pojedynczą łzę. Patrzył mi głęboko w oczy. Wydawał się wzruszony i zadowolony z tego co usłyszał.
-Nigdy nie słyszałem tak wielu przyjemnych rzeczy na swój temat. I to jeszcze od kogoś takiego. Aż nie wiem co powiedzieć. Na pewno nie powinieneś podejmować decyzji za mnie. Pocałowałem Cię i uwierz mi przemyślałem to już wcześniej i wiedziałem jakie będą tego konsekwencje. Gerard, ja... też Cię kocham najmocniej na świecie. Z dnia na dzień coraz bardziej. Proszę nie każ mi iść przez to życie samotnie. Wiem że nie jest to zbytnio sprzyjające i komfortowe miejsce do tego typu rozmów ale Gerard czy możemy spróbować być razem. Uwierz mi nie ma rzeczy, której chciałbym bardziej, bo tylko w twojej obecności czuję się bezpiecznie – Jedyne co mogłem zrobić w tej chwili to nie zwracając uwagi na ból barku usiadłem i pocałowałem w policzek tego malutkiego osobnika który siedział obok mnie na krześle i szepnąłem mu do ucha :
-Jeśli zostaniesz mogę czekać nawet całą noc. Zanim znajdziemy naszą drogę w ciemności i z dala od krzywd, możesz ze mną uciec kiedykolwiek zechcesz