poniedziałek, 14 lipca 2014

Are you thinking of me? Like I’m thinking of you? Rozdział 9

Wracam po dość długiej przerwie. Myślę, że dobrze mi to zrobiło, bo ten rozdział pisało mi się łatwo i chęcią. Jednak to ocenicie Wy. 
Belz mam nadzieję, że się nie zawiedziesz ;) Czekam na komentarze i miłego czytania :)


Ranki są chyba najgorszą porą dnia. Pomimo tego, że jest sobota, mogę spać do oporu to i tak nienawidzę wstawać. Od paru minut przewracam się z boku na bok, licząc, że może jednak uda mi się zasnąć, jeszcze choćby na parę minut, jednak przed oczyma dalej miałem Austina, który nachyla się nade mną by pocałować mnie w czoło na pożegnanie. Niby taki drobny gest ale jakże miły. Sytuacja ta miała miejsce, gdy zaczęło już świtać i chłopaki postanowili wrócić do swoich namiotów. Musieli trochę wypocząć, ponieważ, także wracali po południu do domu. Gdy wróciliśmy do ośrodka czekało już na nas śniadanie. Po nim rozeszliśmy się do swoich domków żeby się ogarnąć po biwaku i spakować. Odkąd wróciliśmy Gerarda już z nami nie było. Poszedł do tej swojej zdziry. W sumie mnie to jakoś obeszło. Jest moim przyjacielem, ale to nie znaczy, że muszę ją akceptować, prawda? Autokar przyjechał po nas chwile po 13, a około 18 już byliśmy z Lyn-z w domu. Babcia czekała na nas z jeszcze gorącą zapiekanką warzywną, co mnie bardzo ucieszyło. W większości od nastolatków wysłuchuje się jak to muszą jeździć do babci i tam są zawsze karmieni jakby w swoich domach mieli puste lodówki i oczywiście zazwyczaj jest to obiad dość „tłusty” i „konkretny”. U nas tak nie było, być może przez to, że jesteśmy wegetarianami. Babcia zawsze przyrządzała pyszne obiady, które jadłem z wielkim apetytem i nie miałem na co narzekać. Gdyby nie moja dobra przemiana materii wyglądałbym jak tocząca się kuleczka. Gdy tylko odszedłem od stołu zabrałem swoją walizkę do pokoju a wszystkie ubrania, które z niej wyciągnąłem wrzuciłem do pralki. Potem wziąłem prysznic i udałem się do mojego kochanego łóżeczka. Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.Po omacku szukam kołdry, ale na marne. Widocznie musiałem ją w nocy skopać z łózka. Gdy już żadna zmiana pozycji mi nie pomogła, a głowę zaczęły zaprzątać zbyt duże ilości myśli postanawiałem otworzyć oczy i sprawdzić godzinę. Unoszę ciężkie i posklejane powieki ku górze. Jak to jest, że nawet kiedy sam się budzę to i tak jestem zmęczony? Mój pokój spowity jest jeszcze delikatnym półmrokiem, który zawdzięczam rolecie w oknie. Wyciągam telefon spod poduszki. Zegar wskazuje 10.22. Moja pora pobudki. Leniwym i powolnym ruchem podnoszę się i siadam na skraju łóżka. Przeciągam się i przecieram zmęczone oczy. Kiedy wstaję a moje wygrzane stopy zderzają się z zimną podłoga przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Od razu podchodzę do szafki, której trzymam świeżą bieliznę oraz dresy i udaję się do łazienki. Zakładam na siebie wygodne spodnie i luźną koszulkę, a piżamę wieszam na wieszaku. Jeszcze nie dobudzony, powolnym krokiem zmierzam ku schodom, gdy nagle coś powala mnie na ziemię. Coś, a raczej ktoś, bo nie mógł być to kto inny jak Lindsay.
- Musiałaś?– pytam z lekkim wyrzutem
- No oczywiście, że tak – odpowiada dumnie - od czego jest w końcu rodzeństwo. Ktoś musi Cię z rana przywitać z miłością. Ja wiem że wolałbyś Austina ale na razie musisz zadowolić się mną
- Nie dasz mi teraz spokoju prawda?
- No coś Ty! Oczywiście, że nie! Jesteście tacy uroczy i w ogóle. A jak zabrał Cię, na spacer to ledwo co się pohamowałam
- No masz rację, jak na Ciebie to naprawdę spory wyczyn - przerwałem jej
- Nie bądź już taki złośliwy. Mówię co myślę i tyle.
- Jasne jasne, choć już na dół, bo zgłodniałem
- Ja już jadłam, a babcia poszła do znajomej, powiedziała, żebyś sobie zrobił jajecznicę. A i potem musimy iść na zakupy i kupić, co będziemy chcieli jeść
- Okay. 
Lyn-z wróciła do swojego pokoju, a ja w końcu dotarłem o kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem potrzebne mi produkty do zrobienia śniadania. Patelnia stała już na kuchence, więc tylko rozbiłem nad nią 2 jajka. W międzyczasie, kiedy jajecznica się robiła, posmarowałem chleb masłem i nastawiłem ekspres do kawy. Po paru minutach całe śniadanie było już gotowe. Usiadłem na kanapie w salonie. Kawę postawiłem na małym szklanym stoliku a talerz z jajecznicą i kromką chleba położyłem sobie na kolana. Obok mnie leżała mała poduszka z wyhaftowanym napisem „Rodzina jest wieczna”. W paru miejscach w domu można był znaleźć taki cytaty. Babcia nazywa je motywatorami. Był to ponoć pomysł naszej mamy, by w różnych miejscach umieścić jakieś cytaty, które są powiązane z życiem codziennym.
Koło poduszki leżał pilot, którym włączyłem telewizor, licząc, że znajdę dla siebie coś ciekawego. Oczywiście się myliłem, więc włączyłem kanał muzyczny. W akompaniamencie dźwięków gitary skończyłem śniadanie i odniosłem brudne zaczynia do zmywarki.Kiedy chciałem wrócić na kanapę, usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi.Zawróciłem do przedpokoju i otworzyłem drzwi
- Cześć - powiedziała szeroko uśmiechnięta Jamia. Po tym słowach pocałowała mnie szybko w policzek na przywitanie 
- Lyn-z u siebie? - Hej, tak, następnym razem nie dzwoń, wiesz gdzie jest zapasowy klucz, gdyby było zamknięte
- Okay - odpowiedziała zdejmując trampki, po czym pognała po schodach na górę, a ja wróciłem do swojego wcześniejszego zajęcia, czyli gnicia na sofie przed telewizorem. Leniwa sobota się zapowiada. Położyłem się na kanapie z głową opartą na podłokietniku i zacząłem szukać jakiegoś ciekawego programu. Wszędzie powtórki seriali. Koszmar. Niby mamy te 200 programów, ale na każdym to samo. Na kanale przyrodniczym leciał jakiś reportaż o psach, to zostawiłem. Kocham te stworzenia. Są takie słodkie, przyjacielskie i lojalne. Kiedyś mieliśmy labradora, wabił się Misiek. Nie jest to zbyt oryginalne imię jak dla psa, ale co mogły wymyślić czteroletnie dzieci? Misiu bardzo łatwo łapał choroby i musieliśmy go uśpić, a od tamtej pory jakoś nie udało nam się przygarnąć jakiego innego malucha. Mam nasze zdjęcie na szafce w pokoju. Fotografia została zrobiona, gdy tata przyniósł go nam ze schroniska.
Ponad godzinę później, program się skończył i zacząłem się nudzić, więc sięgnąłem po laptopa. Gdy uruchomiłem przeglądarkę, otworzyłem nowe okno, by sprawdzić Twittera. Pięć nowych interakcji. Czyste szaleństwo. Najechałem myszką na odpowiednią ikonkę i kliknąłem: Czterech nowych obserwujących: Aaron Pauley, Phill Mananasala, Tino Arteaga i Austin Carlile. Jak chłopaki będą sławni, to wszyscy będą mi zazdrościć. Aż parsknąłem śmiechem z własnej głupoty. Nie z tego, że oni będą znani, bo z ich grą to jest więcej niż pewne, ale to, że ludzie będą mi zazdrościć. Przecież kto by chciał do mnie przyznawać. Nie ma kim się pochwalić. No trudno. Kliknąłem przy wszystkich follow. Jeszcze jedno: Gerard Way został wspomniany przez Marry Pickett. Kiedy Gerard coś napisze przychodzą mi powiadomienia. Nie, wcale nie chce go szpiegować. No cóż, skoro już tu jestem, to sprawdzę, co tam u mojej ulubionej parki.
Zaraz jadę go kina z @GeeWay już nie mogę się doczekać <3 <3 <3 <3 <3 <3”Ugh, więcej serduszek się nie dało?
Film był cudowny, kocham komedie romantyczne!”. Ciekawe czy wie, że Gerard ich nienawidzi. 
Kierunek lody”. Może i mam z tym lekkie skojarzenie, ale nie moja wina, że ona wygląda jak chodząca lodziarnia.
To był wspaniały dzień z moim kochaniem <3 kc ;*”. Widzę, że poważnie się zrobiło skoro ona go kc”.
Nie wieżę, w to, w co Gee się wpakował. Jest mi go szkoda, ale to jego sprawa. Nie mieszam się. Usunąłem się w cień. Przed Lyn-z jeszcze udaje, że mnie to już nie dotyczy ani nie rusza, ale w głębi serca, dalej coś do niego czuję. To jest jak choroba. Potrzebuję czasu i lekarstwa, żeby wyzdrowieć i wszystko powoli zmierza do tego, że moim lekarstwem będzie Austin.Dobra. Dość internetu jak na ten dzień. Odłożyłem laptopa z powrotem na stolik i wstałem, żeby coś przekąsić. Moje poszukiwania w lodówce zakończyły się klęską, więc postanowiłem pójść do Lindsay ustalić co trzeba kupić. Oczywiście, kiedy dotarłem pod drzwi jej pokoju, kulturalnie zapukałem, żeby nie narazić się przypadkiem zbędne dla mnie widoki golizny. W końcu nie wiadomo co one tam wyprawiają
- Jesteście ubrane? – zapytałem przez drzwi
- Teraz już tak - odpowiedziała mi siostra 
- Wchodź
Otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się jak zwykle pięknie posprzątany pokój. Lyn-z wszystko miała poukładane, żaden papierek nie mógł znaleźć się na podłodze. Zielone ściany w odcieniu butelkowym z kontrastującymi białymi meblami z czarnymi wykończeniami typu klamki czy przody szafek nadawały pomieszczeniu oryginalnego wyglądu. Pokój był trochę mniejszy od mojego, ale przez umeblowanie wcale na taki nie wyglądał.Dziewczyny siedziały na łóżku, które stało pod oknem. Ja usiadłem na przeciwko nich na krześle.
- Głodny jestem
- To sobie coś zrób
- Ale nic nie ma
- Bo trzeba zrobić zakupy
- Wow, Sherlocku cóż za dedukcja - nie tylko ona potrafi być uszczypliwa - zróbmy jakąś listę i pójdziemy
- My? A sam nie możesz, przecież widzisz, że zajęte jesteśmy- Ja i tak zaraz muszę iść, bo jedziemy dzisiaj do cioci na imieniny - odezwała się Jamia -Chcę jutro wrócić, żeby pójść z wami na koncert
- No okay - powiedziała Lyn-z - to co chcemy?
***

Robienie listy zakupów trochę nam zajęło. Kiedy już skończyliśmy, zabrałem pieniądze, które przygotowała dla nas babcia na ten cel, ubraliśmy się i całą trójką ruszyliśmy do sklepu. My weszliśmy do pierwszego sklepu, w którym mieliśmy pewność, że znajdziemy przyprawy do dania, jakie sobie wymyśliliśmy na jutrzejszy obiad, a Jamia poszła do domu. Oczywiście nie obyło się od ckliwego pożegnania dziewczyn. Znaczy no jest to urocze, ale nie wtedy kiedy jest się samemu. Następny na naszej liście był warzywniak. Tam poszło nam tak samo sprawnie, jak w pierwszym , ale przybyło nam a raczej mi trochę toreb. Podział ról w naszym duecie był prosty. Ja noszę, a Lyn-z wybiera i płaci. Po czwartym sklepie zaczęło robić mi się już ciężko, ale to chyba ze względu na butelki z piciem w jakie się zaopatrzyliśmy. Ręce mi już odpadały, kiedy nagle ktoś złapał się za reklamówki, które trzymałem w prawej ręce. Szybko się odwróciłem. Za mną stał nie kto inny jak Austin. Serce zaczęło mi odrobinę szybciej bić.
- Taki mały a takie ciężary dźwiga?
- Rzeźba sama się nie zrobi - zażartowałem
- Do tego to chyba najpierw masa potrzeba. Widziałem Lyn-z szalejącą przy chipsach
- No wiesz zdrowy tryb życia i w ogóle, nie widzisz toreb wypchanych warzywami?
Po moich słowach chłopak zaczął się śmiać.
- Daj pomogę Ci - powiedział chwilę później, chwytając reklamówki, przy okazji ocierając się o moją dłoń.
- Nie jest tak źle, dam radę, ale dzięki
- Kłamać to ty chłopcze nie umiesz, widzę przecież
- Ale my jeszcze do paru sklepów mamy chyba iść, to może trochę potrwać
- Mam czas, właśnie z próby wracałem do domu, ale wstąpiłem kupić parę rzeczy. Wybrałem dobry sklep - i puścił mi oczko.
***

Tak jak myślałem, zakupy jeszcze trochę trwały. Niby tylko spożywcze, ale moja siostra prawie w każdym produkcie sprawdzała skład itp. Chcę się zdrowo odżywia ponoć, tylko po co nam w takim razie 3 tabliczki czekolady, 4 paczki chipsów, nachosy i inne tego rodzaju produkty. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet. W każdym razie, wydłużony czas tego wyjścia mi odpowiadał, po tym jak dołączył do nas Austin. Opowiedział mi trochę, co się działo jak od nas wrócili do swoich namiotów. Tino z Aaronem lekko się wstawili i śpiewali na cały camping jakieś przyśpiewki stadionowe. Potem próbowali pójść popływać, ale na szczęście Phil do tego nie dopuścił. Austin z kolei napisał piosenkę. Pomimo, że właśnie wracał z próby i w torbie, którą miał przewieszoną przez ramiona miał notes to nie chciał mi jej pokazać lub chociaż zdradzić o czym jest.
- Chciałbym, żebyś usłyszał ją w całości. Jutro na koncercie ją na pewno zagramy -powiedział.Rozmawialiśmy również o jutrzejszym wydarzeniu. Jest to ich pierwszy występ, który organizowany jest w ramach mini-trasy. Od jutra począwszy najbliższe dwa tygodnie, będą jeździć bo New Jersey i grać dość kameralne koncerty. Na jesieni ma wyjść ich debiutancka płyta. I wręcz nie mogę się już doczekać. Austin obiecał mi, że dostanę ją jako jeden z pierwszych. Bardzo miło z jego strony. Także koncert w „Hurricane” potraktuję jako przedsmak płyty.Kiedy Lyn-z odhaczyła wszystkie produkty na naszej liście załapaliśmy się na podwózkę. Austin odwiózł nas praktycznie pod same drzwi. Miał co prawda małe problemy z trafieniem do nas, ale to prawdopodobnie, że brak mi umiejętności nawigatora. Jednak fajnie jest mieć znajomego z samochodem. Pożegnaliśmy się i gdy wysiadałem było mi tak jakoś dziwnie. Czułem, że nie chcę tylko mu machnąć ręką albo „podać ręki”, jednak ani on ani ja nie odważyliśmy na nic innego. Znaczy ja, bo nie znam jego stosunku do mnie w takim sensie, a sam boję się wykonać pierwszy krok. Oj Frank poczekasz sobie jeszcze, poczekasz.Lindsay zaniosła zakupy do domu a ja stałem w drzwiach i odprowadzałem samochód chłopaka wzrokiem, puki nie zniknął za szeregiem domków jednorodzinnych. Przekraczając próg dobiegała mnie głośno puszczona muzyka klasyczna. Czyli babcia już jest. Poszedłem do kuchni przywitać się z nią i uciekłem do swojego pokoju. Wolałem nie pakować się w żadne roboty kuchenne. Potrafię ugotować wodę, zrobić jajecznicę i to jak na razie koniec moich umiejętności kulinarnych. To nie to, że twierdzę, że tylko kobiety mają gotować czy coś, jednak gdybym ja coś zrobił to bylibyśmy głodni. Nie czuję po postu umiaru. Zawsze dam czegoś za dużo. Może w przyszłości się nauczę, bo tego nie wykluczam. W każdym razie teraz to najlepszy jestem w jedzeniu i niech tak pozostanie. Z reklamówki zabrałem sobie batonik zbożowy, więc się nie zagłodzę.Pierwsze co zrobiłem wchodząc do pokoju było położenie się na niepościelonym łóżku. Przewróciłem się na bok, uruchomiłem odtwarzać , który stał na głośnikach i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę. Uwielbiam takie chwile. Cisza, spokój, muzyka, ja i łóżko. Mógłbym tak umrzeć. Byłaby to piękna śmierć..Po paru utworach sięgnąłem po telefon i rozesłałem smsy po przyjaciołach czy na pewno jutro idą. Wolę się upewnić. Pewna jest siostrzyczka z Jamią. Nie minęło pięć minut a dostałem potwierdzające odpowiedzi od Raya, Boba, Mikeya, Christy, Alice. Jeszcze tylko Gerr. Napisałem mu z grzeczności, że może tą swoją też zabrać. Dziesięć minut, dwadzieścia, pół godziny. No co jest? Nigdy nie musiałem tyle czekać na odpowiedź od niego. Zawsze odpisuje, nawet jak jest u lekarza. A może coś mu się stało? Szybko odgniłem od siebie taką myśl. Mikes by coś więcej napisał niż tylko „oczywiście że tak :D”. Spokój Frank.
I właśnie w tej chwili do mojego pokoju wparowała Lyn-z z ogłoszeniem, iż kolacja gotowa.Do wieczora nie otrzymałem żadnej informacji od Gerarda. Nawet napisałem czy coś się nie stało, ale na to także nie odpowiedział. Zanim jednak poszedłem spać napisałem do Austina:
Załatwiłem wam wsparcie, także o towarzystwo się nie martwicie. Nie mogę się już wprost doczekać zobaczenia Ciebie i chłopaków na scenie. Dobranoc :)”
Wachałem się czy nie dać emotikony z całusem ale się powstrzymałem. Frank i jego życiowe problemy. Na podstawie tego można by skleić niezłą książkę.Po chwili mój telefon zawibrował. Miałem nadzieję, że to Gee, ale się przeliczyłem. Sms od Austina jednak wprowadził mnie w taką wewnętrzną radość, że już zapomniałem o Gerdzie.
Będzie magicznie bo Ty tam będziesz. Dobranoc ;**”