wtorek, 5 listopada 2013

One Shot - Kill All Your Friends

Dedykacja dla Werki i Aśki, bo to wy mnie natchnęłyście żeby to napisać :*       Wszystkim życzę miłego czytania i proszę zostawcie po sobie jakiś komentarz, chciałabym znać wasze zdanie :)


                                                                                                   22/03/1996 Newark

                                                      Drogi Gerardzie!
Aby roślina żyła potrzebne są jej odpowiednie warunki. Gleba, woda, oświetlenie. Jeśli czegoś brakuje ona powoli obumiera. Jednak nie potrzebuje obok siebie bliskich osób. Przeciwnie jest z ludźmi. Podświadomie poszukujemy w swoim otoczeniu towarzysza, z którym moglibyśmy spędzić czas i się wygadać. To mnie wyróżnia z tłumu. Ja zawsze byłem sam. Od początku nikt mnie nie chciał. Rodzice otwarcie mówili, że byłem wpadką, i traktowali jak powietrze, Rodzeństwa nie miałem, a jedyną osobą, która mi pomagała, była moja babcia, ale także to pewnego czasu. Wiem, że teraz jest jej lepiej. Musiałem długo czekać, bu poznać Ciebie. Wiesz dobrze, jak Cię kocham, chociaż nie zawsze potrafię to okazać. Znamy się już parę lat, i wiem że Ci ufać i nigdy mnie nie okłamywałeś. Jednak ja nie zawsze byłem z Tobą szczery. Nie byłeś moim jednym kochankiem. Ją poznałem pierwszą, to ona pomogła mi w ciężkich chwilach, łagodziła ból, pokazywała piękno. Ona zawsze będzie moim pierwszym zauroczeniem, miłością. Śmierć. Nikt nie chciał wskazać mi właściwej drogi, a ona obiecywała brak cierpienia, wolność i ulgę. Po pewnym czasie pojawiłeś się ty, ale byłem już za daleko by się wrócić. Nasze drogi szły równolegle, bardzo blisko siebie, jednak nigdy się nie połączyły w jedną. Starałeś się pokonać tą przepaść, która nas dzieliła, tymczasem zostałeś uprzedzony. Żyletką udało się szybciej do mnie dotrzeć. W pewnym momencie, moja droga zaczęła się robić o wiele bardziej trudniejsza, niż wcześniej, a obiecana ulga nie nadchodziła. Ostrza stawały się moimi wrogami, od których byłem uzależniony. Blizny nie nadążały się goić, a krew coraz częściej pojawiała się na moich nadgarstkach. Stawałem się swoją własną ofiarą, a jedynym powodem dlaczego nie wykonałem najgłębszego nacięcia byłeś Ty. Obiecałeś że mi pomożesz, krzyczałeś, że wszystko się ułoży, a ja słyszałem jedynie szept. W pewnym momencie dostrzegłem urwisko na mojej drodze i jakby przyśpieszyłem. Kiedy czytasz ten list ja już nie żyję. Śmierć dopięła swego. Skusiła kolejnego głupca obietnicą wolności. Jednak teraz jestem już czysty, nie cierpię. I Ty też nie cierp. Nie wylewaj niepotrzebnie łez. Przyjdź tylko czasem na cmentarz i złóż na moim grobie czerwoną różę, jako symbol naszej miłości. Proszę Cię tylko o jedną rzecz. Pomóż innym.